Państwa UE i USA zgadzają się, że są mocne dowody na to, że winę za atak chemiczny pod Damaszkiem ponosi reżim syryjski.
Powiedziała ona, że ministrowie spraw zagranicznych krajów UE zgodzili się, iż świat "nie może pozostać bezczynny" i potrzebna jest "jasna i mocna" odpowiedź, by zapobiec ponownemu użyciu broni chemicznej w Syrii.
Obradujący w Wilnie ministrowie nie udzielili jednak wsparcia działaniom wojskowym proponowanym przez USA i Francję - zauważa Reuters.
Jak powiedział szef polskiego MSZ Radosław Sikorski po spotkaniu, UE "rekomendowała przedstawienie materiału dowodowego, także przez inspektorów ONZ na Radzie Bezpieczeństwa" ONZ.
Sikorski podkreślił, że unijni ministrowie wzięli pod uwagę stanowisko w kwestii Syrii wyrażone przez część krajów G20, kraje bałtyckie, nordyckie oraz ministrów spraw zagranicznych należących do chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej, która ma największą frakcję w Parlamencie Europejskim.
Przemawiając po spotkaniu w Wilnie, Ashton z zadowoleniem przyjęła decyzję prezydenta Francji Francois Hollande'a, by z decyzją w sprawie ewentualnego przyłączenia się Francji do amerykańskiej interwencji w Syrii poczekać na przedstawienie raportu ekspertów ONZ dotyczącego ataku pod Damaszkiem.
"UE podkreśla potrzebę, by dalej postępować w sprawie kryzysu syryjskiego zgodnie z procedurami ONZ" - powiedziała Ashton, wyrażając nadzieję, że wstępne ustalenia ekspertów ONZ będą "opublikowane tak szybko, jak to możliwe".
Minister spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle powiedział, że jego kraj podpisze deklarację państw G20 kończącą niedawny szczyt grupy w Petersburgu. Niemcy najpierw nie podpisały, jako jedyny kraj UE, tej deklaracji.
W dokumencie G20 sygnatariusze apelują o zdecydowaną odpowiedź społeczności międzynarodowej na rzekome użycie broni chemicznej przez Syrię; nie ma w nim jednak mowy o poparciu rozważanej przez USA interwencji.