Decyzja prezydenta Obamy, aby zaatakować Syrię w odwecie za użycie broni chemicznej przeciwko swoim obywatelom, pogłębi tylko chaos na Bliskim Wschodzie, spowoduje dalsze ofiary, a rykoszetem uderzy w miejscowych chrześcijan.
Nie wiemy, co stało się 21 sierpnia na przedmieściach Damaszku, znamy tylko straszne skutki tego uderzenia. W męczarniach zginęło ponad tysiąc osób, w tym kilkaset dzieci. Syryjska opozycja oskarżyła o atak siły prezydenta Baszara al-Asada. Inspektorzy ONZ dotarli na miejsce tragedii dopiero po jakimś czasie i nie wiadomo, czy zdołają precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie, kto i w jakich okolicznościach dokonał ataku. Władze w Damaszku stanowczo zaprzeczyły tym oskarżeniom i utrzymują, że atak gazowy mogli przeprowadzić syryjscy rebelianci, aby sprowokować zagraniczną interwencję. Jak było naprawdę, nie wiemy. Kiedy nastąpił atak chemiczny, wojska rządowe odnosiły sukcesy, wypierając rebeliantów z kolejnych punktów. Nie były więc zmuszone do tego, aby sięgać po ostateczne środki. Oczywiście nie można wykluczyć, że decyzja o użyciu gazów bojowych została podjęta na niskim szczeblu, w trakcie lokalnych walk. Ale wersja o prowokacji nie wydaje się całkowicie bezpodstawna. W maju Carla Del Ponte, członek komisji ds. praw człowieka ONZ, stwierdziła, że dysponuje zeznaniami potwierdzającymi, iż rebelianci syryjscy stosowali już bojowy gaz sarin, a więc niczego nie można wykluczyć. Wojna w Syrii jest przedłużeniem fali niepokojów, które od dwóch lat destabilizują cały Bliski Wschód. Część społeczeństwa zbuntowała się przeciwko dyktatorskim rządom rodziny Asadów, reprezentujących szyicką mniejszość, nazywaną tutaj alawitami. Syria jest sojusznikiem Iranu, Rosji i Chin, więc suniccy rebelianci dla równowagi otrzymali wsparcie Zachodu. Ponieważ zaś to, co dzieje się w Syrii, bezpośrednio dotyczy również Libanu, kwestii palestyńskiej i bezpieczeństwa Izraela, konflikt stał się częścią światowych zmagań o dominację w jednym z ważnych punktów współczesnego świata, co utrudniało podjęcie skutecznych międzynarodowych działań, gdy jeszcze było to możliwe.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski