Udowodnił, że potrafi pisać kryminały. Już odnosi międzynarodowe sukcesy. Ale Zygmunt Miłoszewski wpadł w pułapkę, która każe bardzo ostrożnie dobierać tematy.
Gdy debiutował w 2005 r. powieścią „Domofon” – horrorem czy też thrillerem, w którym akcja dzieje się w bloku z wielkiej płyty – w polskiej literaturze współczesnej czuć było powiew świeżości. Ten gatunek nie cieszy się wśród autorów nad Wisłą wielką popularnością. Nie rzucają się na niego ani pisarze, ani reżyserzy. Koncept „Domofonu” wymyślił, gdy razem z bratem jechali windą w bloku na warszawskim Bródnie. – Zastanawialiśmy się, w ilu potwornych horrorowych scenach można by taką windę wykorzystać – tłumaczy Miłoszewski. Rok później napisał baśń dla dzieci „Góry żmijowe”, za którą otrzymał wyróżnienie w konkursie o Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego. Przygotował ją dla 7-letniej wówczas córki. Prawdziwą popularność przyniosły mu jednak opowieści o losach prokuratora Teodora Szackiego. Chociaż tak naprawdę „Uwikłanie” i „Ziarno prawdy” to dwie różne książki. Pokazują, że w świecie pełnym politycznej poprawności nie wystarczy pisać i czekać na sukces. Powodzenie można też programować. Zacząć trzeba już od wyboru tematu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mariusz Majewski