Telewizyjne newsy o Kościele przypominają dziś poradnik agitatora. Gorszy od języka jest jednak brak dobrej woli.
09.07.2013 20:40 GOSC.PL
Materiał o księdzu Lemańskim w „Wiadomościach” zaczynał się od zdjęć z… Lampedusy. Papież Franciszek pochyla się nad losem imigrantów. Przebitka: ksiądz Lemański bierze w objęcia dzieci. Komentarz: oto Kościół otwarty. Ale jest też Kościół wykluczający – w tym wypadku proboszcza z Jasienicy. Potem idzie już z górki. Cała reszta informacji zbudowana jest na kontraście dobrego i złego. W tej drugiej roli ustawiony jest polski Kościół, który właśnie przegania tych, którzy (idąc w ślady Franciszka) chcą go uzdrawiać.
W TVN to samo, tyle że z kropką nad „i”. Stawia ją Jakub Sobieniowski mówiąc, że kiedyś mieliśmy Kościół toruński i łagiewnicki. Dziś został nam toruński i toruński – light. Przekaz wzmacnia relacja ze spotkania na Stadionie Narodowym. Sam jej tytuł mówi wszystko „Ręce, które leczą”. I nie jest to obietnica na wyrost. Kadry i komentarz jak z materiału o praniu mózgów przez sektę Moona. Są też oczywiście klimaty rodem z Kaszpirowskiego. Wszystko pod wspólną tezę: „wyrzucają kapłana, sprowadzają szamana”.
Co ciekawe, jeszcze jesienią 2012 spotkanie ewangelizacyjne na stadionie w Krakowie próbowano „sprzedać” jako… odpowiedź otwartego, radosnego Kościoła na ponure i wrogie marsze zwolenników Telewizji Trwam. Teraz zapotrzebowanie (pewnie ze względu na osobę abp Hosera) jest inne, nową wiec mamy wykładnię. Ludzie też modlili się radośnie, ale w niewłaściwym jak się okazuje kontekście.
Tego typu manipulacje wynikają z nawyku opisywania rzeczywistości Kościoła językiem politycznego konfliktu. Teraz było łatwiej, bo kapłan zgrabnie wskoczył w przygotowane dla niego buty. Wydawał oświadczenia (pomówienia), wykonał jazdę obowiązkową po telewizyjnych programach komentatorskich, pozował do ustawianych zdjęć. A każdy z tych materiałów robili ludzie nie pamiętający antyklerykalnych propagandówek z czasów PRL. Zapożyczenia klisz, schematów, epitetów są zatem raczej podświadome i przypadkowe, niż zamierzone.
Gorszy niż ten powracający po latach język jest jednak zwyczajny brak dobrej woli. Trudno było się jej dopatrzyć np. w materiałach z warszawskich rekolekcji. W TVN twarze modlących się były świadomie zamazane. Wyglądali niczym przestępcy, albo ofiary. Było w tym coś symbolicznego. Nie starano się z nimi rozmawiać, spotkać, posłuchać ich historii. Niektóre byłyby dramatyczne, inne piękne. Wymarzona szansa dla reportera. I może materiał na Pulitzera. Zobaczylibyśmy kawałek Kościoła. Nie toruńskiego czy łagiewnickiego, ale tego prawdziwego, żywego.
Szkoda, że zabrakło odrobiny dobrej woli
Piotr Legutko