Przedostatnie zdanie w przekładzie czytanym w liturgii jest dłuższe niż oryginalne wyznanie św. Pawła: „Ja na ciele moim noszę znamiona Jezusa”.
Występujący w nim rzeczownik „sigma” może być tłumaczony przez „stygmat” albo przez „blizna”. W języku nowogreckim może oznaczać tatuaż. Już w starożytnych opisach obrzędów religii pogańskich wyraz ten odnosił się do znaku wytatuowanego na skórze. Początki tego zwyczaju sięgają dawnych rytów pogrzebowych. Dla wyrażenia żałoby po bliskich i po władcach dokonywano samookaleczeń albo nacinano skórę. Natomiast przynależność do bóstwa przedstawiano za pomocą rysunków i napisów na skórze. Apostoł na pewno nie pisze o takich specjalnie wykonywanych znakach. Judaizm zakazywał ich zdecydowanie już od czasów niewoli babilońskiej. W Księdze Kapłańskiej czytamy: „Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym. Nie będziecie się tatuować” (19,28). Jeszcze bardziej zdecydowanie brzmi zakaz znajdujący się w Zwoju Świątynnym, czyli dokumencie judaizmu czasów Jezusa, odnalezionym na Pustyni Judzkiej: „Nie będziecie sobie wykonywać wytatuowanych napisów, gdyż jesteście świętym ludem Pana”. Znakiem przynależności całego człowieka do Boga jest stworzenie go na obraz i na podobieństwo Boże. Wcielenie Syna Bożego nadaje pełny, a nie tylko przenośny sens temu podobieństwu również w wymiarze cielesnym. Szczególne upodobnienie do Jezusa przynosi przyjmowanie prześladowań przez Jego wyznawców. Blizny po zadawanych ranach świadczyły o udziale w całym Jego życiu – aż po mękę i śmierć. W Drugim Liście do Koryntian znajduje się zdanie, które ukazuje jednocześnie ostateczny cel tego widzialnego upodobnienia: „Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele” (4,10). Na związane z codziennym życiem doświadczenie, na jego ziemski wymiar wskazuje posługiwanie się w tych zdaniach imieniem Jezusa bez dodatkowych określeń. Zazwyczaj Apostoł pisze „Pan Jezus”, „Jezus Chrystus” albo jeszcze częściej „Chrystus Jezus”. W tych zdaniach pomija tytuły, które wskazują na Boskie pochodzenie. Chce bowiem w ten sposób odnieść się przede wszystkim do historyczności cierpień. Jak realnie w ziemskim życiu Jezusa prowadziły one do Jego niebieskiej chwały, tak ten sam owoc przyniesie ich cielesne doświadczenie w egzystencji każdego z Jego świadków.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Artur Malina