Telewizja ARD pokazała w poniedziałek wieczorem reportaż o wyzyskiwaniu przez prywatne firmy pośrednictwa pracy pracowników z Rumunii i Bułgarii oraz innych krajów, w tym Polski, jako "niewolniczej siły roboczej" w niemieckich rzeźniach.
Reporterzy należącej do ARD stacji NDR z Hamburga dotarli do pracowników świadczących pracę dla znanych niemieckich firm z branży mięsnej Wiesenhof i Steinemann, skarżących się na nieludzkie warunki pracy i zakwaterowania.
Jak wynika z ich wypowiedzi, zatrudnieni nie mają umów pracę ani żadnych określonych godzin pracy, a ich zarobki wynoszą kilkaset euro, chociaż przed podjęciem pracy obiecywano im znacznie wyższe wynagrodzenie. Śpią na pryczach po kilka lub kilkanaście osób w jednym pomieszczeniu. Jedno z miejsc zakwaterowania do dawne koszary, otoczone drutem kolczastym.
"Nie miałem uregulowanego czasu pracy. Kierownik zmiany budził mnie o godz. 2 w nocy, pracowałem przez dwie godziny, potem była przerwa, a potem znów szedłem do pracy" - opowiadał jeden z rumuńskich pracowników, pragnący - jak wszyscy wypowiadający się dla NDR - zachować anonimowość. Za kontakty z mediami zatrudnionym grozi natychmiastowe zwolnienie. "Byłem traktowany jak chłop pańszczyźniany, musiałem pracować nawet ze skaleczoną ręką" - mówił jeden z bułgarskich pracowników.
Gdy jedna z pracownic zagroziła majstrowi zawiadomieniem adwokata, ten groził jej, sugerując, że jej mieszkające w Rumunii dziecko może wpaść pod samochód. Ta rozmowa został zarejestrowana za pomocą ukrytej kamery.
Z wypowiedzi pracowników rzeźni wynika, że w podobnych warunkach pracują też obywatele innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej, w tym Polacy.
Przedstawiciele firm z branży mięsnej twierdzą, że odpowiedzialność za płace i warunki zakwaterowania ponoszą firmy pośrednictwa pracy, które zatrudniają pracowników tymczasowych, świadczących następnie pracę na rzecz rzeźni. Wiele z tych firm to firmy zagraniczne, także polskie, co pozwala niemieckim pracodawcom na obchodzenie surowych niemieckich przepisów prawa pracy i warunków wynagrodzenia.
Zdaniem NDR w branży mięsnej powstała cała sieć takich firm, posiadających często zamiast siedziby jedynie skrzynkę pocztową, co w praktyce uniemożliwia ich ściganie.
"Warunki, w jakich żyją i pracują wschodnioeuropejscy robotnicy, to skandal" - powiedział agencji dpa Klaus Wiesenhuegel, związkowiec, który w gabinecie cieni opozycyjnej SPD pełni rolę ministra pracy.
Prokuratura w Duesseldorfie prowadzi śledztwo w sprawie unikania przez firmy z branży mięsnej płacenia podatków i składek na ubezpieczenie społeczne.
W polu zainteresowania prokuratury znalazły się przede wszystkim firmy z regionu Duisburga, Mores i Kamp-Lintfort na terenie Nadrenii Północnej-Westfalii, angażujące obywateli z Rumunii, Bułgarii i Polski.
W połowie maja 450 prokuratorów, celników i pracowników urzędów podatkowych przeszukało biura i mieszkania 22 osób podejrzanych o udział w tym procederze. Obecnie analizowane są zabezpieczone podczas rewizji twarde dyski i inne dokumenty.
W 2010 roku sąd w Duesseldorfie skazał za unikanie podatków i nielegalne zatrudniania pracowników tymczasowych osiem osób z branży mięsnej na kary do pięciu i pół roku więzienia
Niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung" określa wschodnioeuropejskich pracowników zatrudnionych w rzeźniach mianem "współczesnych niewolników". Gazeta przytacza opinię dyrektora związku zawodowego pracowników przemysłu spożywczego Matthiasa Bruemmera: "Wyzysk nie jest tutaj właściwym słowem, to jest raczej handel ludźmi i zorganizowana przestępczość".