Niemcy domagają się od Rosjan zwrotu dzieł sztuki zagrabionych przez Armię Czerwoną. Tymczasem nie rozliczyli się ze swoich kradzieży w Polsce.
21.06.2013 11:27 GOSC.PL
Angela Merkel miała wspólnie z Władimirem Putinem otworzyć wystawę „Epoka brązu – Europa bez granic”, która odbędzie się w Petersburgu. W jej ramach Rosjanie mieli wystawić m.in. „Skarb Eberwaldzki”, czyli unikatowy zbiór złotej biżuterii i naczyń. Zaginął on pod koniec II wojny światowej w Niemczech. O kradzież z berlińskiego muzeum podejrzewano czerwonoarmistów, jednak jego obecność w Rosji stała się pewna dopiero w 2004 roku. Zainteresowani będą mogli zobaczyć liczący ok. 3 tysięcy lat zabytek pierwszy raz od 70 lat. Niemiecka kanclerz chciała w swojej mowie ująć apel o zwrot Niemcom zagrabionych przez komunistów podczas II wojny światowej dzieł sztuki. Organizatorzy otwarcia wykreślili jednak przemówienia polityków z planu uroczystości, co, jak podaje rzecznik niemieckiego rządu, było przyczyną odwołania udziału Merkel.
Strona rosyjska uważa bowiem, że zrabowane arcydzieła się jej zwyczajnie należą. W ten sposób potwierdza jedynie swoje barbarzyńskie podejście do wojny, którego wyrazem były czyny czerwonoarmistów podczas II wojny światowej, zarówno na ziemiach polskich, jak i niemieckich. Angela Merkel ma prawo domagać się zwrotu dzieł sztuki należących jeszcze przed wojną do Niemców. Jednak zanim zwróci się z apelem o ich oddanie do Władimira Putina, powinna zrobić coś w kierunku oddania Polakom skarbów zagrabionych przez Niemców. Liczne dzieła sztuki, które padły łupem niemieckich okupantów podczas II wojny światowej wciąż znajdują się w niemieckich muzeach, galeriach i u osób prywatnych. Wiele z nich trafiło do Rosji via Niemcy, co nie ułatwia ich odzyskania. Niech zatem Niemcy pokażą, że mają bardziej cywilizowane podejście do prawa własności, niż rosyjscy decydenci i oddadzą Polakom (a także innym okupowanym w przeszłości narodom oraz potomkom niemieckich Żydów, których bezlitośnie łupili i mordowali) to, co nasze. Bo nie zawsze robią to chętnie.
Stefan Sękowski