Twórcy „Naszych matek, naszych ojców” postanowili prawdopodobnie złagodzić niemieckie poczucie winy, obarczając nią również ofiary.
17.06.2013 12:40 GOSC.PL
Dzisiaj, 17 czerwca, TVP 1 wyemituje pierwszy odcinek miniserialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. – Teraz pozostali już tylko Niemcy, nazistów już nie ma – słyszymy w rozgrywających się już po kapitulacji końcowych scenach miniserialu. Nie ma winnych wybuchu tej wojny, ani dokonywanych w czasie jej trwania zbrodni.
W trzecim odcinku serialu, kiedy Niemcy znajdują się w odwrocie, znaczącą rolę odgrywają wydarzenia rozgrywające się w okupowanej jeszcze przez Niemców Polsce. Twórcy filmu, którzy pokazali zbrodnie Wehrmachtu na ekranie, co w niemieckich filmach spotyka się nie tak często, postanowili prawdopodobnie złagodzić niemieckie poczucie winy, obarczając nią również ofiary. W tym wypadku Polaków, a dokładnie AK. Jeden z piątki bohaterów filmu, Jakub, uciekając z transportu, trafia na oddział AK. Przeżyje dlatego, że nie przyznał się iż jest Żydem. AK było już „zaplutym karłem reakcji”. Teraz w niemieckim serialu, którego każdy odcinek został obejrzany przez ponad 7 milionów niemieckich widzów i wkrótce trafi do stacji telewizyjnych na całym świecie, Armia Krajowa została przedstawiona jako organizacja, której członkowie to antysemici.
Decyzja o emisji serialu w najbardziej oglądanym kanale telewizyjnym wywołała falę oburzenia. Nie zgadzam się z opinią, że decyzja TVP wpisuje się w nurt antypolskiej propagandy czy promuje nazizm. Czy polscy widzowie są głupsi niż np. dziennikarze, którzy już film obejrzeli? Z pewnością po obu stronach zdarzają się tacy i tacy, ale dlaczego polski widz nie miałby przekonać się osobiście, dlaczego niemiecki serial wzbudził aż takie kontrowersje? Dobrze, że telewizja serial pokaże. Przy istniejących dzisiaj możliwościach technicznych każdy i tak mógłby ten „zakazany owoc” prędzej czy później zobaczyć. Czy prawo do oglądania budzących kontrowersje filmów i programów, a następnie wydawania opinii zarezerwowane jest wyłącznie dla wybranych? Tym bardziej, że ocena nasuwa się sama, a my możemy przekonać się, jak wygląda na ekranie niemiecka prawda o wojnie. Na własne oczy.
Edward Kabiesz