Podczas snu, który schlebiał naszym prawdziwym zmyśleniom do godziny dziesiątej; by nie wypaść z formy, zrobiliśmy około mnóstwo kilometrów!
Nie mogliśmy zdecydować, czy dzień zacząć od pozdrowień osób, które zarzucają nam, że spędzamy więcej czasu na siodełkach aniżeli zawodowi kolarze, czy z nie mniej dobrotliwą ironią, polecić „hejterom” treści katolickich, wyjście na spacer, w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza. Zgodnie ze slangiem śląskiego podwórka, czas pomiędzy wschodem a zachodem przez całą niedzielę, „otagowany” był przez totalny chillout. Każdy z nas wykorzystał wolny czas, jak tylko sobie tego życzył. Nikt nie naprawiał rowerów, ponieważ limit awarii dawno został wyczerpany! Bezmiar spokoju, pozwolił również, by każdy z uczestników napisał coś osobistego, dla Was...
kz