Naukowcy chcą sklasyfikować "fanatyzm religijny" jako chorobę psychiczną. Czy jeśli uczestniczę we Mszy w tygodniu to już jestem "fanatykiem" czy jeszcze nie?
31.05.2013 08:24 GOSC.PL
"Już wkrótce fundamentaliści religijni mogą być sporą grupą pacjentów szpitali psychiatrycznych. Jak przekonują brytyjscy naukowcy, trwają bowiem prace nad metodą leczenia radykalnych poglądów i możliwością sklasyfikowania ich jako jednego ze znanych medycynie zaburzeń psychicznych" - czytamy na portalu "NaTemat.pl".
Autor tekstu podaje, że psychiatrzy już pracują nad potwierdzeniem tezy, wedle której "fundamentalizm religijny to zaburzenie psychiczne". Podobno takie sklasyfikowanie radykalnych przekonań mogłoby pozwolić skuteczniej walczyć z terroryzmem. Zastanawiam się tylko jakie miałyby być konkretne objawy tego fanatyzmu: konstruowanie w piwnicy bomb? A może wystarczy sprzeciw wobec aborcji?
Wyznaczenie ostrych (jednoznacznych) objawów "religijnego fanatyzmu" wydaje się niemożliwe. W związku z tym klasyfikowanie "fanatyzmu religijnego" jako choroby nie ma chyba wiele wspólnego z medyczną rzeczywistością. Bo i owszem, facet, który biega po Londynie czy Bostonie z ładunkiem wybuchowym w plecaku z pewnością ma coś z głową. Nie twierdzę, że problem nie istnieje. Ale jak zdiagnozować granicę takiej choroby? I w jaki sposób wytypować chorego zanim dokona kolejnej masakry? Czy podejrzani będą tylko ci, którzy w sieci piszą o bombach? Czy może wszyscy, którzy swoją wiarą starają się żyć w przestrzeni publicznej?
Nie wiem ile wspólnego z nauką mają dążenia brytyjskich psychiatrów. Na pewno jednak są dla współczesnego świata użyteczne. Mam pewne obawy, że objawami łatwo będzie manipulować. I może zdarzyć się tak, że pewnego dnia obudzimy się na oddziale psychiatrycznym, ponieważ sprzeciwialiśmy się zabijaniu nienarodzonych dzieci. Albo uczestniczyli we Mszy Świętej w tygodniu. Bo, kto "normalny" robi w XXI wieku takie rzeczy?
Wojciech Teister