Psychiatra "wyleczy" z religijności?

Naukowcy chcą sklasyfikować "fanatyzm religijny" jako chorobę psychiczną. Czy jeśli uczestniczę we Mszy w tygodniu to już jestem "fanatykiem" czy jeszcze nie?

"Już wkrótce fundamentaliści religijni mogą być sporą grupą pacjentów szpitali psychiatrycznych. Jak przekonują brytyjscy naukowcy, trwają bowiem prace nad metodą leczenia radykalnych poglądów i możliwością sklasyfikowania ich jako jednego ze znanych medycynie zaburzeń psychicznych" - czytamy na portalu "NaTemat.pl".

Autor tekstu podaje, że psychiatrzy już pracują nad potwierdzeniem tezy, wedle której "fundamentalizm religijny to zaburzenie psychiczne". Podobno takie sklasyfikowanie radykalnych przekonań mogłoby pozwolić skuteczniej walczyć z terroryzmem.  Zastanawiam się tylko jakie miałyby być konkretne objawy tego fanatyzmu: konstruowanie w piwnicy bomb? A może wystarczy sprzeciw wobec aborcji?

Wyznaczenie ostrych (jednoznacznych) objawów "religijnego fanatyzmu" wydaje się niemożliwe. W związku z tym klasyfikowanie "fanatyzmu religijnego" jako choroby nie ma chyba wiele wspólnego z medyczną rzeczywistością. Bo i owszem, facet, który biega po Londynie czy Bostonie z ładunkiem wybuchowym w plecaku z pewnością ma coś z głową. Nie twierdzę, że problem nie istnieje. Ale jak zdiagnozować granicę takiej choroby? I w jaki sposób wytypować chorego zanim dokona kolejnej masakry? Czy podejrzani będą tylko ci, którzy w sieci piszą o bombach? Czy może wszyscy, którzy swoją wiarą starają się żyć w przestrzeni publicznej?

Nie wiem ile wspólnego z nauką mają dążenia brytyjskich psychiatrów. Na pewno jednak są dla współczesnego świata użyteczne. Mam pewne obawy, że objawami łatwo będzie manipulować. I może zdarzyć się tak, że pewnego dnia obudzimy się na oddziale psychiatrycznym, ponieważ sprzeciwialiśmy się zabijaniu nienarodzonych dzieci. Albo uczestniczyli we Mszy Świętej w tygodniu. Bo, kto "normalny" robi w XXI wieku takie rzeczy?

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister