Chrystus na swoim ciele ma wypisane imię każdego z nas...
Wspominałem niedawno o książce bp. Grzegorza Rysia „Skandal miłosierdzia”. Dzisiaj znowu będzie o książkach. Przepraszam, ale sądzę, że przy okazji uroczystości Bożego Ciała warto się trochę powtórzyć. Bp. Ryś rozważa bowiem kwestię ciała Chrystusa, ale nie tego Eucharystycznego, które możemy oglądać, adorować codziennie. Spogląda na realne ciało Chrystusa, o którym mówią ewangeliści. Generalnie dla teologów to ciało jest niezłą zagadką. Ostatnio wpadła mi w ręce książka Szymona Hołowni i ks. Grzegorza Strzelczyka „Niebo dla średniozaawansowanych”. Rozmawiają oni m.in. o tym, jakie jest to ciało, skoro raz Jezus daje się uczniom rozpoznać, innym razem nie. Ks. Strzelczyk przywołuje dawną teorię według której Chrystus zmartwychwstały ma władzę nad materią swojego ciała i może je dowolnie kształtować! Bardzo ciekawe to jest, bo prowadzi nas do rozważań nad tym, jak będą wyglądały nasze ciała po zmartwychwstaniu. Ale nie o tym miało być, tylko o Jezusie.
Otóż wspomniany bp Ryś także kontempluje ciało Chrystusa. Zastanawia się, po co Jezusowi po zmartwychwstaniu rany. Heh, można powiedzieć, że zachował je dla świętego Tomasza, by ten mógł ujrzeć i uwierzyć. No cóż. Muszę powiedzieć, że mnie te rany Chrystusa, jak świętego Tomasza, nie pozostawiają obojętnym.
Biskup Ryś pisze, przywołując interpretację tego fragmentu wg. św. Antoniego z Padwy, że rany Chrystusa są czymś więcej niż tylko dosłownym dowodem jego męki pozostawionym dla niedowiarków. W proroctwie Izajasza można znaleźć bowiem taki oto fragment: „Syjon mówił: ‘Pan mnie opuścił i Bóg zapomniał o mnie’. Czy może kobieta zapomnieć o swym niemowlęciu? Czy może nie miłować dziecka swego łona? Lecz gdyby nawet ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie! Oto wyryłem cię na moich dłoniach” (Iz 49, 14-16)
Mój Boże, za każdym razem, kiedy to czytam, ciarki chodzą mi po plecach. Według biskupa Chrystus, pokazując uczniom rany, a zarazem błogosławiąc im i udzielając Ducha Świętego, powtórzył gest Boga-Stwórcy, który tchnął życie w człowieka. Teraz Chrystus, tchnie w nas nowe życie, a rany na swoim ciele zachowuje na Sąd ostateczny. W tych ranach wyrył na Sobie imię każdego z nas. Jego rany ocalą nas przed wiecznym potępieniem. Trzeba tylko stanąć wobec tej prawdy, własnej słabości i błagać Go o miłosierdzie.
Ale jak nie błagać? Czy jest większa miłość od tej, która wyryta jest w ranach Chrystusa? Ja sobie większej miłości nie potrafię nawet wyobrazić, a piękno tego gestu nie pozwala mi nie dziękować Jezusowi za niego. Patrząc na te rany Jezusa, które On poniósł również za mnie, mam ochotę płakać, jak święty Piotr, że ciągle odwracam się plecami do tej Jego gigantycznej miłości. Mam nadzieję, że jutro, patrząc na Chrystusa Eucharystycznego, zobaczycie też Jego rany i swoje imię w nich wyryte.
Jan Drzymała