Bł. Siostra Celestyna Faron. Łzy z oczu leciały jak grochy. Mówiła, że nie chce płakać, że te łzy same lecą z bólu. Obwiniała się, że nie umie cierpieć, że święci z pewnością tak nie płakali, gdy cierpieli. Nie przypuszczała wtedy, że polski papież włączy ją do grona błogosławionych.
Kilka sióstr z naszego zgromadzenia miało wizje, w których nasz założyciel Edmund Bojanowski mówił, że przed nim inna siostra zostanie wyniesiona na ołtarze. Nikt nie przypuszczał, że chodzi o Celestynę. Jednak Pan Bóg wybrał ją sobie na świętą – mówi s. Barbara Kacprzak, służebniczka NMP, która w lubelskiej katedrze prezentowała postać bł. s. Celestyny Faron. Żyła krótko – 31 lat. Ci, którzy ją znali, mówią, że żyła zwyczajnie. Jednak w tej zwyczajności było coś, co przyciągało ludzi, co pozwalało inaczej spojrzeć na życie i świat, który właśnie zwariował. Od jakiegoś czasu mówiło się o wojnie, nikt nie przypuszczał jednak, że naprawdę się zacznie. S. Celestyna też miała nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego, mówiła jednak: „Jego wola niech będzie pochwalona”. Nie wycofała się z tych słów, nawet gdy leżała w obozie z zamroczeniem tyfusowym, przytępionym słuchem i odleżynami, otwierającą się raną po przebytej dawniej operacji wyrostka, gruźlicą i świerzbem. W ostatnim liście dyktowanym swojej towarzyszce niewoli kazała napisać: „Zawsze jednak należy błogosławić wolę Boga”. Umarła w Niedzielę Zmartwychwstania w roku 1944.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Gieroba