Po ponad czterech godzinach proceduralnych przepychanek przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia ruszył w poniedziałek proces b. europosła Witolda Tomczaka, oskarżonego o zniszczenie w 2000 r. rzeźby Jana Pawła II w warszawskiej Zachęcie.
Sprawa znalazła się na wokandzie sądu po 13 latach od zdarzenia, o którym w 2000 r. było głośno w kraju i za granicą. Tomczak (wybrany do Sejmu z listy AWS, wtedy Koło Poselskie Porozumienia Polskiego; w latach 2004-2009 europoseł LPR), wraz z Haliną Nowiną-Konopczyną (Porozumienie Polskie) protestowali przeciw wystawie zorganizowanej na stulecie istnienia galerii Zachęta. Częścią wystawy była instalacja "La Nona Ora" (Dziewiąta godzina), włoskiego artysty Maurizio Cattelana. Przedstawiała ona Jana Pawła II przygniecionego meteorytem.
Tomczak wszedł na wystawę, wdarł się za barierki i usunął "meteoryt" przygniatający rzeźbę papieża. Wskutek tej akcji figurze odpadła część lewej nogi. Tomczak został oskarżony o to, że "działając ze z góry powziętym zamiarem, poprzez gwałtowne przesunięcie" uszkodził rzeźbę. Jego czyn miał spowodować stratę w wysokości prawie 40 tys. zł. W odpowiedzi Tomczak twierdził, że zarzuty są dla niego niezrozumiałe, "zważywszy na to kim był i co przez 28 lat uczynił dla Polski i Polaków Ojciec Święty Jan Paweł II".
Po zniszczeniu rzeźby pozostawił w Zachęcie list z żądaniem dymisji jej ówczesnej dyrektor Andy Rottenberg, którą określił mianem "urzędnika państwowego żydowskiego pochodzenia". Rzeźba została wycofana z wystawy. Wkrótce Rottenberg złożyła rezygnację z kierowania galerią. Tomczak od początku przyznaje się do uszkodzenia instalacji, ale twierdzi, że zrobił to w imię idei. "Zniszczyłem to, ponieważ oczekiwali tego moi wyborcy" - mówił wtedy prasie.
Zanim w poniedziałek - po pierwszej nieudanej próbie w lutym tego roku - proces formalnie się rozpoczął (za rozpoczęcie uznaje się moment, gdy sędzia wypowiada formułę "otwieram przewód sądowy" i nakazuje prokuratorowi odczytać akt oskarżenia), Tomczak oraz jego obrońca mec. Janusz Wojciechowski (europoseł PiS) przedkładali sądowi kolejno wnioski formalne. Pierwszy był o zgodę na rejestrację rozprawy przez media oraz przez nich samych. Gdy sąd nie wyraził na to zgody, obaj składali oświadczenia, w których wyrażali protest przeciw tej decyzji.
Na salę przeznaczoną dla około 20 osób weszło około 80 zwolenników Tomczaka - niektórzy musieli stać. Ten fakt także był przedmiotem kilku skarg mec. Wojciechowskiego, który oświadczył, że "trudno mu się skupić, gdy widzi starszych ludzi, którzy nie mają gdzie usiąść". Podkreślał, że "prowadzenie procesu w takich warunkach urąga powadze sądu".
Później mec. Wojciechowski wniósł o umorzenie procesu wobec opinii biegłej sądowej ds. rzeźbiarstwa - absolwentki ASP Anny Gryczko. Napisała ona, że maksymalny koszt naprawy zniszczonej rzeźby to 3 tys. zł, a nie - jak przyjęła prokuratura - ponad 35 tys. zł.
"Ponadto biegła wskazała, że rzeźba przed zniszczeniem była wyceniana na 400 tys. dolarów, a po akcji pana Tomczaka sprzedano ją w domu aukcyjnym za ponad 800 tys. dolarów. Więc szkody materialnej nie ma, a zatem nie było też przestępstwa" - dowodził adwokat. Jak mówił, jego klient niszcząc rzeźbę "działał w stanie wyższej konieczności sprzeciwiając się profanacji obiektu kultu religijnego, czyli Ojca Świętego".
Prokurator uznał, że sprawa nie nadaje się do umorzenia i należy otworzyć przewód sądowy, a argumenty stron rozpoznać w procesie. Sąd wniosku o umorzenie nie uwzględnił i uznał go za "przedwczesny".
Wtedy mec. Wojciechowski wniósł, by rozprawę odroczyć, bo opinię biegłej otrzymał dopiero w poniedziałek, a jej opinia ma "kluczowe znaczenie przy przeprowadzaniu wszelkich dowodów" w tym procesie. Sąd na odroczenie się nie zgodził, bo - jak mówiła sędzia Anna Mizak - "brak jest przeszkód formalnych do otwarcia przewodu sądowego". Proponowała, by w poniedziałek odczytać akt oskarżenia, a na kolejnej rozprawie Tomczak składałby wyjaśnienia.
Wojciechowski i Tomczak oponowali także przeciwko temu mówiąc, że odczytywanie aktu oskarżenia jednego dnia, a wysłuchiwanie wyjaśnień kiedy indziej rozerwie ten logiczny ciąg i będzie to ze szkodą dla prawa do obrony oskarżonego. Sędzia nadal zmierzała do rozpoczęcia rozprawy.
Wtedy Tomczak (który z zawodu jest lekarzem) poprosił o przerwanie procesu "ze względu na stan zdrowia" oraz fakt, że we wtorek od rana musi w Kępnie (Wielkopolska, około 300 km od Warszawy) być w przychodni lekarskiej. "Może więc odbierzemy tylko dane osobowe" - zaproponowała sędzia Mizak.
Oskarżony odpowiedział na pytania o imię, nazwisko, dane rodziców, wiek oraz stan cywilny, liczbę posiadanych dzieci, a zapytany o to z czego się utrzymuje, oświadczył, że jest "bardzo zmęczony" i nie będzie odpowiadał na te pytania. Sędzia uznała to za "przejaw obstrukcji procesowej", przeciwko czemu protestował mec. Wojciechowski podkreślając, że "Kodeks postępowania karnego każdemu podsądnemu gwarantuje możliwość nieodpowiadania na pytania".
Gdy po tej wymianie zdań sędzia wygłosiła formułę "otwieram przewód sądowy" i oddała głos prokuratorowi, o głos poprosił jeszcze Tomczak i złożył formalny wniosek o wyłączenie sędzi Anny Mizak od prowadzenia jego sprawy twierdząc, że jest ona stronnicza. W tej sytuacji sąd ogłosił półgodzinną przerwę, po której sędzia Mizak powróciła na salę informując, że inny sędzia Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście (procedura nakazuje, by inny sędzia rozpoznawał tego typu wniosek) uznał argumenty Tomczaka za bezpodstawne.
Mec. Wojciechowski złożył jeszcze inny wniosek (sąd odparł, że rozpozna go na dalszym etapie), aż wreszcie o godz. 15.40, czyli cztery godziny po rozpoczęciu poniedziałkowej rozprawy, prokurator odczytał akt oskarżenia.
Tomczak powtórzył swe wcześniejsze oświadczenie, że akt oskarżenia jest dla niego "niezrozumiały, biorąc pod uwagę kim był i jest dla nas Ojciec Święty Jan Paweł II i co uczynił dla Polski i dla świata". Spytany, czy przyznaje się do zarzutu, oskarżony oświadczył, że na następnej rozprawie złoży obszerne wyjaśnienia.
Następna rozprawa - we wrześniu.