Jak zostałem ministrantem :-)

Niby normalna to sprawa, ale ja się sporo mocowałem z moim powołaniem do służby liturgicznej.

Wcześnie nauczyłem się czytać, odznaczałem się dobrą dykcją... Na większości przyjęć rodzinnych spekulowano: Mateuszek będzie ministrantem; będziemy wszyscy dumni, że wnuczek tak pięknie czyta lekcje... Lubiłem, gdy poruszano ten temat, ponieważ mi to schlebiało. Kiedy jednak doczekałem się Pierwszej Komunii, kiedy w Białym Tygodniu ksiądz zaprosił chętnych chłopaków do współpracy... ja stchórzyłem. Bałem się, że ministranci będą się ze mnie wyśmiewać, że mnie będą wołać po nazwisku... A bardzo tego nie lubiłem. Byłem dzieckiem nieśmiałym i uzależnionym od poklasku rówieśników, tępionym z powodu "kujoństwa".

Akceptację znalazłem w grupie rocznikowych łobuzów.

W I klasie gimnazjum, 17 II 2006, trafiłem do oazy. Miesiąc po miesiącu zacząłem się coraz bardziej udzielać w kościele, wykonując różne posługi (np. moje ulubione liczenie wiernych). Podejmowałem też funkcje liturgiczne - pozwalano mi pisać i czytać komentarze lub modlitwy wiernych...

W 2009 roku wziąłem udział w rekolekcjach II stopnia. Ich istotną treścią jest inicjacja liturgiczna. Fascynowało mnie poznawanie świata tych świętych znaków, przez które celebrujemy naszą wiarę. W finałowym konkursie wiedzy liturgicznej zdobyłem pierwsze miejsce. Ale na teorii to się zawsze znałem. Tymczasem te rekolekcje miały w sobie coś jeszcze... Kiedy mój animator wyznaczał mnie do służenia, ja nie protestowałem, jak to miałem w zwyczaju na poprzednich stopniach. Atmosfera oazy sprawiała, że poczytywałem to sobie za ZASZCZYT!!! Z dziecięcą radością nosiłem ciężkie świece w procesjach mszalnych i na nabożeństwach słowa Bożego.

Dziewiątego dnia oazy odwiedzili mnie księża z mojej parafii. Opowiedziałem wikaremu, że już "nauczyłem się wiązać cingulum". On na to, że od tej pory mam służyć do Mszy młodzieżowych...
Kiedy nadszedł wrzesień, ja znowu stchórzyłem. Stałem pod zakrystią, czekałem na zaproszenie, wstydziłem się wejść. Podobnie było i w październiku.

W końcu się udało. A jak się zaczęło, to już nie mogłem przestać! Rychło ustaliliśmy, że mogę przyjść służyć, kiedy mi się tylko podoba. Z dekretu proboszcza dołączyłem zaś do elitarnej grupy parafian, którzy czytają niedzielne czytania.

Teraz posługuję swoim darem w Diecezjalnej Diakonii Liturgii Ruchu Światło-Życie. W swoim dekanacie mam honor służyć na oazowych Dniach Wspólnoty i Tyskich Wieczorach Uwielbienia. W parafii stałem się jednym z kluczowych odpowiedzialnych za sprawy liturgii.

Pan Bóg obdarzył mnie tak doniosłym posłannictwem. A nawet Go o to nie prosiłem!
Bogu Ojcu - przez Chrystusa - w Duchu Świętym - niech będzie chwała!!! Alleluja!!!

Mateusz Klaja, 20 lat
Kobiór

« 1 »