Mąż jest alkoholikiem

Mój mąż jest alkoholikiem. Był nim już w dniu ślubu, ale miłość „zamyka” oczy, a otwiera serce.

Kiedy dotarł do mnie ten fakt, zaczęłam miotać się pomiędzy zaprzeczeniem a nadzieją, między rozpaczą i poczuciem winy. To pierwszy etap współuzależnienia.

Potem kłębią się pytania, rzecz jasna retoryczne: „Za co?”, „Czemu ja?”, „Co zrobiłam złego?”. Brak odpowiedzi potęgował rozgoryczenie, złość i wznosił zaciśnięte pięści w stronę Boga. Jak On mógł mi to zrobić?!

Następny krok to szukanie odpowiedzi na te i inne pytania, szukanie placówek, pomocy dla niego i siebie. I wreszcie, kiedy zawodzi wszystko, zaczynam kierować swe kroki do Pana. Już nie z wykrzywioną gniewem twarzą, ale z nadzieją, że utuli, pomoże, wskaże drogę. I zaczął się piękny czas poznania, zrozumienia, przebaczenia, „cudny” czas podróży w głąb siebie. Zaczęłam dostrzegać cierpienia innych, zaczęłam uważniej słuchać, ważyć słowa, które ranią czasem bardziej niż naostrzony nóż.

Uczę się pokory wobec świata, otwieram się na ludzi i o dziwo doznaję tak wiele dobroci, że nawlekam te perełki na pokaźny już „korali sznur”. Co jakiś czas uczestniczę w rekolekcjach „ciszy” jak je nazywam i wtedy słyszę coraz wyraźniej „Jego” głos. Nie byłoby tej wędrówki, tej przygody poznawania siebie, gdyby nie choroba męża. Długo jeszcze mogłabym pisać o „pięknej” ingerencji, o świadectwie, o ludziach, których spotykam na swych krętych ścieżkach, o wdzięczności, którą jeszcze nie zawsze umiem okazać Panu.

Każdego dnia uczę się i dowiaduję czegoś nowego o sobie i ludziach. I to jest piękne.

Czesława

« 1 »