Jestem Jego od momentu poczęcia

...To był moment, kiedy uwolniłam się od wpływów jakichkolwiek bioenergoterapeutów. To był znak od Boga, znak o który prosiłam.

Trudno mi rozpocząć pisanie, gdyż jestem osobą, której w dzieciństwie nie nauczono wyrażania swoich emocji. Zresztą, patrząc na moje życie, to chyba tylko Panu Bogu zależało na moim przyjściu na świat. Urodziłam się 48 lat temu jako przypadkowe, niechciane, panieńskie dziecko. Od poczęcia byłam odrzucona przez matkę i to odrzucenie przez lata mojego dorastania ciągnęło się za mną – było mi źle. Nie zdawałam sobie sprawy dlaczego tak jest. Co niedzielę chodziłam na Mszę do kościoła. Ciągnęło mnie do ludzi ,więc zaczęłam uczęszczać na spotkania najpierw oazowe, a potem odnowy w Duchu Świętym, brałam udział w trzech pielgrzymkach pieszych do Częstochowy. Kręciłam się wokół kościoła, ale – czułam wielką samotność. Coś było nie tak. Szukając potrzeby akceptacji, weszłam na ścieżkę grzechu: imprezy, przypadkowe kontakty, nawet seksualne, parapsychologia. Było coraz gorzej: beznadzieja, lęki, aż w końcu depresja i szukanie pomocy najpierw u lekarzy, potem u bioenergoterapeutów. Ale zamiast poprawy, ogarniało mnie coraz większe zniechęcenie. Chorowała dusza i ciało. Byłam już wtedy mężatką, posiadałam trójkę dzieci i bardzo cierpliwego męża, który był przy mnie na dobre i na złe. Ale to właśnie wtedy Panu Bogu skończyła się cierpliwość. Postawił na mojej drodze koleżankę, bardzo otwartą, wrażliwą i bożą osobę.

Pewnego dnia zaczęła opowiadać mi o konferencji, na której była. Wykład, prowadzony przez księdza egzorcystę, dotyczył zagrożeń płynących z bioenergoterapii. Wiedziałam, że Kościół tego nie akceptuje, ale nikt nie potrafił powiedzieć mi dlaczego. Ona mi to wytłumaczyła. Poruszyło mnie to. Wniosek był jeden – tylko Chrystus uzdrawia, a jeżeli nie On, to kto? Prosta odpowiedź!

Wracając samochodem do domu, głośno poprosiłam Jezusa o to, aby dał mi jasny znak, jak to jest z tą bioenergoterapią. Moje dzieci często chorowały i chcąc im zapewnić zdrowie korzystałam z usług bioenergoterapeutki. To, co się stało, było jak grom z jasnego nieba. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

Dwa dni po rozmowie z koleżanką moje dzieci zachorowały. Najpierw najstarszy syn, potem średni i na końcu najmłodszy. Co ja zrobiłam? Oczywiście zadzwoniłam do zaprzyjaźnionej, ,,obsługującej” moją rodzinę bioenergoterapeutki, z pytaniem, co mam zrobić. Powiedziała, że nie mam się martwić, bo to zwykłe przeziębienie. Ale było coraz gorzej. Wezwana lekarka stwierdziła zapalenie płuc. Konieczny był natychmiastowy pobyt w szpitalu całej trójki. W szpitalu badania potwierdziły wstępną diagnozę. I w tym momencie z pełną premedytacją zadzwoniłam do bioenergoterapeutki po raz kolejny, z pytaniem o zdrowie chłopców. Powiedziała, że nie mam się martwić, bo to na pewno nie jest zapalenie płuc – a ja wiedziałam już coś innego!!!

To był moment, kiedy uwolniłam się od wpływów jakichkolwiek bioenergoterapeutów. To był znak od Boga, znak o który prosiłam. Ja, która przez tyle lat byłam stałą klientką bioenergoterapeutów, zostałam uwolniona od tej zależności i czułam całą swoją świadomością, że to łaska od Boga, a nie moja zasługa. Konsekwencją tego była spowiedź moja i moich dzieci, w której przepraszaliśmy Boga za ten grzech.

Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z żywym Chrystusem. Jednak nie od razu zrozumiałam, o co chodzi Chrystusowi. Byłam niezależna finansowo, miałam dobrą pracę , kochającego męża, dzieci. Miałam zaplanowane prawie całe życie. Mój najmłodszy syn miał już 10 lat. W końcu zaczęłam myśleć o sobie i poświęcać sobie czas. Było spokojnie, przewidywalnie – ale nie dla Boga. Po raz kolejny pokazał, że On tu ,,rządzi”. W latach przejściowych zaszłam w nieplanowaną ciążę, którą trudno było mi zaakceptować. Znowu wpadłam w depresję. Ciężko było. Pytałam dlaczego mnie to spotkało? W obecnych trudnych czasach czwarte dziecko? Musieliśmy zamienić mieszkanie na coś większego. Udało się i zamieszkaliśmy w sąsiedniej parafii. To było prowadzenie Boże, ponieważ w tej parafii trafiliśmy na wielkiego wiarą i skromnością, Bożego kapłana, który prowadzi do tej pory moją rodzinę po Bożej drodze. Zaowocowało to tym, że jeden z moich synów tak zakochał się w Chrystusie, że jest jednym z najbardziej zaangażowanych lektorów w kościele. Myśli o poświęceniu się służbie Bożej.

I w tym momencie wraca do mnie jak bumerang sytuacja sprzed 15 lat, gdy wraz z mężem modliliśmy się o zdrowie tego właśnie syna, ponieważ jako 3-miesięczne niemowlę miał drgawki i podejrzewano u niego padaczkę. Prosiłam Matkę Boską o pomoc, oddając Jej to dziecko w zamian za jego zdrowie. Nie myślałam wówczas, że Bóg ,,upomni się o niego”.

Kolejny moment, gdy zrozumiałam, że Ktoś opiekuje się moją rodziną. Cztery lata temu moje 6-miesięczne wówczas dziecko wydostało się z domu przez nieopatrznie otwarte drzwi na podwórko. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że synek jeszcze nie chodził, a do naszego domu prowadzi 11 stromych, kamiennych stopni. Do tej pory nie mogę tego ogarnąć rozumem. Wiem, że mojego synka prowadził za rękę Anioł Stróż, bo po ludzku nie jestem sobie w stanie tego wytłumaczyć.

Te momenty w moim życiu uświadomiły mi, że nie jestem sama, że Jestem stworzona przez Boga i On opiekuje się moją rodziną – ja nie muszę się o nic martwić.

Ale najważniejsze jest to, że ja w końcu odzyskałam spokój, czuję się bezpiecznie, żyję z dnia na dzień, nic nie planuję, cieszę się tym co mam. W końcu przestałam się bać i czuję radość. Nie jestem samotna, zawsze przy mnie jest On i ja Go czuję.

Ubolewam nad tym, że jeszcze za mało Go kocham, za mało Go wielbię. Teraz wiem, że On mnie prowadzi, nic złego mi się nie stanie i – jestem szczęśliwa. W końcu.

Kasia

« 1 »