Planszówkomaniak

Do polskiej „Kolejki” ustawiło się pół świata. A na polskie „K2” wdrapuje się pół Europy.

Ludzie grali zawsze. Na przykład Abraham z Sarą być może grywali w mankalę. Bo taką grę sprzed 4 tys. lat odkryto w Ur Chaldejskim. A potem grywali również święci: św. Franciszek Salezy podzielił nawet gry na całkowicie losowe (złe) oraz intelektualne, strategiczne i zręcznościowe (dobre) – gdyż w nich wygrana zależy przede wszystkim od naszych umiejętności. W „Filotei” zalecał wspólne granie, by poprawnie funkcjonować w grupie i by odpoczywać, świetnie się bawiąc. Anno Domini 2013: w wielu polskich domach, zamiast głupich seriali i strzelanek komputerowych, wieczorową porą rozkłada się „Kolejkę”, „K2” czy (już niedługo) „Letnisko”.

Renesans planszówek

Na niewielkim drewnianym stole piętrzy się stos gier. Planszowych, rzecz jasna. A Karol Madaj donosi wciąż nowe. To jego wielka pasja i sposób na życie.
– Ludzie grają całymi rodzinami, ze znajomymi, na imprezach. A zawdzięczamy to… technice. Po pierwsze – technice wyrobu gier. Są estetyczne, ciekawe. A tzw. mechanika gry wciąż się rozwija. Po drugie, paradoksalnie, rozwój planszówek jest pochodną (szalonego) rozwoju gier komputerowych. Planszówki to antidotum na komputer, smartfon. Gdy część z nas siedzi samotnie na portalach społecznościowych, gra w komputerowe, internetowe gry, coraz więcej nieco bardziej uspołecznionych osób wybiera alternatywę. W dobie izolacji chcemy bawić się, dzielić emocjami. Uczyć dzieci zdrowej rywalizacji. Bo to dla zdrowia psychicznego niezbędne – mówi, otwierając kolejne pudełko.
A gry są różne. Logiczne, ekonomiczne, pobudzające wyobraźnię, zręcznościowe, strategiczne, historyczne. – I edukacyjne, którymi zajmuję się ja – pan Karol pokazuje grę „Znaj znak”, która nawet niedouczonych szybko (i ciekawie) nauczy, co oznacza skrót NSZZ i jak rozszyfrować tajemniczą nazwę WiN.

Praca pasją

Projektantów gier w Polsce, takich, którzy wydali więcej niż jedną grę, jest w sumie niewielu. Na rynku planszówek liczy się kilka nazwisk: Kałuża (jego gra „K2” sprzedała się na świecie w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy), Trzewiczek (sukces „Robinsona Crusoe”), Miłuński („Magnum sal” – bardzo popularna gra o kopalni soli w Wieliczce). I Madaj właśnie. Niby ich niewielu, ale powoli można mówić o polskiej szkole gier planszowych. Bo wymienione tytuły znane są koneserom na całym świecie.

– Od dziecka grałem w różne gry. W pewnym momencie odkryłem nowoczesne gry planszowe, które łączą matematykę i logikę z ciekawym tematem i współczesnymi możliwościami druku. I wsiąkłem… Bo pozwalają rozwinąć szare komórki, a jednocześnie jest w nich element zaskoczenia, nieprzewidywalności – mówi Karol Madaj.
Więc gdy pan Karol został etatowym pracownikiem IPN, w biurze edukacji publicznej, swoje pasje przekuł w zawodowy sukces. Wspólnie z grupą specjalistów zaczął realizować autorskie projekty gier, które nie tylko bawią, ale przede wszystkim uczą i kształtują. Pierwsza była gra „Awans. Zostań marszałkiem Polski”, potem powstała „Pamięć ’39”. Sprzedały się w nakładzie po 5 tys. egzemplarzy każda. Pierwszy wielki sukces przyszedł wraz z grą „303” (od dywizjonu). Premiera gry odbyła się w Parlamencie Europejskim w Brukseli, podczas wystawy o bitwie o Anglię. W wersję wielkoformatową zagrał prof. Buzek (grał aliantami) i zręcznie zestrzelił messerschmitta generałowi NATO (występował w roli Luftwaffe). Gra dobrze się sprzedawała, trzeba było zrobić dwa dodruki, prawie 10 tys. egz.

« 1 2 3 »
DO POBRANIA: |
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska