Kilka przykrych refleksji po przeczytaniu tekstów o seksedukacji. Oraz własne, przykre doświadczenie: bo w Polsce powoli,wbrew rodzicom, ideologie zachodnie wkraczają do szkół...
Może i w Polsce dzisiaj jeszcze nie zmusza się dzieci do nauki o "akceptowalnym seksie" w wieku 6 lat, jednak wczoraj mój 6-letni synek miał zajęcia pt. "Zły dotyk". Zajęcia te odbywały się w zerówce szkolnej, a maluchy załapały się na nie
niejako z faktu, że też są w szkole. Nikt nie zwrócił uwagi, że może ciut za młode, wychowawczyni nie potrafiła określić, czego będzie dotyczyło spotkanie z panią psycholog spoza szkoły.
Starałam się zapytać innych nauczycieli o co chodzi z tymi zajęciami i dowiedziałam się, że mają one przestrzec przed niebezpiecznymi sytuacjami z obcymi, chociaż, jak mi powiedziano, dzieci pod koniec tych zajęć rysują rodzinę i pani psycholog stawia diagnozę (!) co do sytuacji w tej rodzinie. Na tej podstawie "udało się" już wykryć dzieci molestowane przez bliskich (szybkie przejście od niebezpiecznych sytuacji z obcymi do molestowania seksualnego w rodzinie).
Ponieważ uczestnictwo dzieci było za zgodą rodziców, a tej zgody nie chciałam dać (z przyczyn powyższych), wychowawczyni powiedziała, że mój syn będzie odprowadzony na czas tych zajęć do świetlicy. Inna nauczycielska pytała o powody, czy mamy jakieś problemy w domu, itp.
Nie ma co ukrywać - przestraszyłam się, że jak syn nie będzie uczestniczył w tych zajęciach, to mamy murowaną wizytę pomocy społecznej, więc zgodziłam się na jego udział.
Synek, po powrocie ze szkoły, nie chciał słowa powiedzieć o tych zajęciach, mimo że zawsze chętnie opowiada o tym, co się działo w szkole. W końcu powiedział, że pani pokazywała obrazki, na których były różne sceny, jak dziecku robi krzywdę dziadek (nie chciał sprecyzować jaka to "krzywda"), jak dziecko się "za bardzo" przytula, na innym obrazku "tata bił swojego synka, a mama się przyglądała" (cytat z mojego dziecka). Nic więcej nie udało mi się dowiedzieć, z zakresu o czym była mowa.
Na koniec synek powiedział, że Pani miała jakieś kolorowanki, których nie zdążyła rozdać, bo dzieciaki już strasznie rozrabiały.
Wiecie co pomyślałam? Że to straszne. Odbieranie ludziom godności, deprecjonowanie rodziny, czyli pozbawianie dzieci ich całego świata. Chociaż wiem, że damy radę, właśnie dlatego, że jesteśmy rodziną.
I dziękuję Bogu, za tych rozrabiających kolegów mojego synka. Nie wiadomo, co by było, gdyby pomalował mnie albo męża, albo brata np. jednokolorowo.
Pozdrawiam - Anna Wolińska