Szanse na zwycięstwo mają: namaszczony przez Chaveza Nicolas Maduro i centrysta z polskimi korzeniami Henrique Capriles Radonski.
Uprawnionych do głosowania jest 19 mln obywateli. Lokale wyborcze otwarto o godz. 6 czasu lokalnego (godz. 12.30 czasu polskiego). Głosowanie potrwa do godz. 18. czasu lokalnego (godz. 00.30 czasu polskiego). Wybory mogą jednak zostać przedłużone, jeśli w kolejkach wciąż będą chętni do głosowania.
Pierwszy wyniki poznamy w nocy z niedzieli na poniedziałek.
Według ostatnich sondaży do 6 proc. spadła przewaga Maduro, który jest kandydatem rządzącej Zjednoczonej Partii Socjalistycznej Wenezueli (PSUV), nad jego opozycyjnym przeciwnikiem Caprilesem Radonskim, który w poprzednich wyborach, w październiku 2012 roku, przegrał z Chavezem.
Capriles, 40-letni były gubernator stanu Miranda, uzyskał wówczas 45 proc. głosów, podczas gdy Chavez - 55 proc. (różnica wyniosła 1,8 miliona głosów). Tym razem jednak polaryzacja polityczna w Wenezueli znacznie się pogłębiła.
Za ponownym zwycięstwem zwolenników "rewolucji boliwariańskiej" i reform społeczno-gospodarczych, które Chavez nazwał "socjalizmem XXI wieku", przemawia niemal nieprzerwany ciąg zwycięstw w poprzednich wyborach w ciągu ostatnich 14 lat.
Wielką niewiadomą są jednak rzeczywiste zdolności przywódcze i zręczność polityczna 50-letniego Maduro. Cała kariera byłego kierowcy i lidera związkowego, który jako oddany przyboczny Chaveza doszedł do stanowiska szefa wenezuelskiej dyplomacji, a w końcu został przez niego, na łożu śmierci, wyznaczony na nowego przywódcę, przebiegała pod skrzydłami jego idola.
Capriles w toku swej kampanii wyborczej powtarzał, że Maduro, który mówi o sobie "ja, syn Chaveza", Chavezem jednak nie jest.
Do nowej próby wyborczej Capriles przystąpił z identycznym programem jak poprzednio: obiecywał, że dotychczasowe zdobycze socjalne chavizmu zostaną, ale on będzie znacznie skuteczniej zarządzał zasobami kraju i realizował programy taniego budownictwa mieszkaniowego, powszechnego nauczania czy opieki zdrowotnej, realizowane dotąd przez władzę centralną i władze prowincji.
Tym razem jednak Capriles i jego zwolennicy byli znacznie bardziej ofensywni, niż pół roku temu, atakując rząd za wysoką inflację i deficyt budżetowy. Podczas wieców wyborczych Capriles wyczytywał listy nieukończonych projektów budowy mostów, dróg i kolei.
Jak pisze agencja AP, Wenezuelczycy są zmęczeni regularnymi przerwami w dostawach energii elektrycznej, słabą infrastrukturą, niedokończonymi projektami publicznymi, wysoką inflacją, brakiem żywności i leków oraz szalejącą przestępczością, która sprawiła, że kraj ma jeden z najwyższych na świecie wskaźników zabójstw i porwań.
Zwycięzca zostanie zaprzysiężony 19 kwietnia, w dniu, w którym upamiętniany jest początek walki o uniezależnienie się kraju od Hiszpanów w XIX wieku.
Ze względu na utrzymującą się, zwłaszcza w Caracas, agresywną przestępczość uliczną, lokale wyborcze w całym kraju są ochraniane ponad 141 tys. żołnierzy.