To nie jest normalne, że emisja dwóch różnych filmów o Smoleńsku w publicznej telewizji wywołała takie podniecenie.
10.04.2013 08:22 GOSC.PL
Nienormalne, ale zrozumiałe.
Nienormalne, bo euforia, jaką wywołała informacja o pokazie dwóch filmów, świadczy tylko o tym, że na co dzień odbiorcy telewizji są pozbawieni dostępu do innych narracji niż oficjalne komunikaty.
Zrozumiałe, bo karmieni wyłącznie papką o jednym smaku widzowie nagle mogli zobaczyć (m.in. za swoje pieniądze), że są powody, by katastrofę w Smoleńsku pokazać z innej strony. I emisja filmu Anity Gargas była właśnie spóźnionym wypełnieniem luki, jaka panuje w publicznych mediach pod tym względem. To nie jest normalne, że tego typu dokumenty w demokratycznym kraju zamiast w publicznej telewizji dotąd musiały docierać do odbiorców w drugim czy trzecim nawet obiegu. Prawdziwa partyzantka. Słuchając zapowiedzi „wieczoru smoleńskiego” w TVP1 miałem wrażenie, jakby nagle w Polsce obalono system autorytarny, a symptomem odwilży miało być właśnie dopuszczenie do głosu dotychczasowych „wywrotowców”.
„Anatomia upadku” nie jest oczywiście pozbawiona słabości. Ale to przede wszystkim świetna robota dziennikarska. Autorka zrobiła dokładnie to, co powinien robić każdy dziennikarz w kraju, którego elita państwowa zginęła w katastrofie lotniczej na terenie obcego państwa. Nawet jeśli na końcu okazałoby się, że to i tak tylko nieszczęśliwy wypadek. Bo nawet jeśli nie potwierdzą się żadne z najczarniejszych scenariuszy, to jedną rzecz ten film potwierdza w sposób nie budzący moich wątpliwości od dawna: nie zdaje egzaminu państwo, które zwyczajnie olało najważniejsze od dziesięcioleci śledztwo. Widoczna na filmie bezradność płk. Rzepy czy żałosne wymigiwanie się premiera Tuska od odpowiedzi na bardzo konkretne pytania, wreszcie mrożąca krew w żyłach beztroska urzędników państwowych – jak płk Klicha „nie wziąłem pieniędzy z ambasady na tłumacza, bo bałem się, że mi je ukradną” (sic!) – o niszczeniu dowodów i podmienionych ciałach nie wspominając, to tylko wybrane kwiatki z tej ciągnącej się trzy lata błazenady.
I niech mi ktoś jeszcze powie, że to państwo zdało egzamin. I że obywatel może czuć się bezpiecznie w kraju rządzonym przez trampkarzy. Niedawne wyznanie premiera Tuska w rozmowie z premierem Słowacji, że „dużo więcej czasu poświęcam kibicowaniu i graniu w piłkę niż polityce” właściwie wszystko tłumaczy. Także jego zdezorientowaną minę, gdy od dziennikarzy dowiedział się o podpisanym memorandum ws. budowy odcinka gazociągu, który miałby przebiegać przez nasz kraj. Cóż, Putin nie siedzi non stop w tabelach wyników meczów ligowych. Pewnie dlatego wie, jak ograć Pierwszego Trampkarza RP.
Jacek Dziedzina