Jestem księdzem. Pół roku ciężkiej choroby było dla mnie czasem ponownego zachwytu Jezusem w Mszy Świętej
Chcę dać świadectwo o Jezusie Chrystusie. O tym, z jaką wielką miłością i mocą działa w moim życiu. Niech ono będzie wyrazem bezgranicznej wdzięczności dla Jezusa i całkowicie na Jego chwałę.
Na kilka miesięcy przed osiemnastą rocznicą moich święceń kapłańskich (przypadała 07.09.2009) prosiłem Jezusa, aby dał mi łaskę, bym przekroczywszy próg „osiemnastki”, stał się rzeczywiście dojrzałym kapłanem. Skąd taka prośba? Przede wszystkim wiedziałem, że bardzo zasmucam Jezusa moimi grzechami. Poza tym miałem świadomość, że pomimo wielu zachęt ze strony Jezusa, nigdy nie zdobyłem się na długotrwały, stały wysiłek umacniania i pogłębiania więzi łączącej mnie z Nim.
Pan Jezus odpowiedział na moją prośbę w zadziwiający sposób. Zaraz na początku Adwentu 2009 r. nastąpiło znaczne pogorszenie stanu mojego zdrowia. Nasiliły się dotychczasowe objawy choroby, na którą zapadłem jeszcze przed święceniami. Pojawiły się też nowe choroby, jak się okazało, niezwykle trudne do leczenia. Nie wdając się w szczegóły (są bardzo skomplikowane i zawiłe), mój organizm wykańczała wysoka gorączka, dochodząca nieraz do 400C. Trwało to prawie pół roku. Zdecydowaną większość tego czasu spędziłem w szpitalu, w tym Święta Wielkanocne. Z późniejszej relacji lekarzy dowiedziałem się, że było kilka takich momentów, kiedy spodziewali się najgorszego.
Najwspanialszy dar, jaki dał mi Jezus w tym czasie, to fakt, że ani jednego dnia nie opuściłem odprawiania Mszy Św!!! Na stoliku przy łóżku szpitalnym, często z wysoką gorączką i bardzo osłabiony, ale codziennie, codziennie wypełniałem ten najważniejszy obowiązek, a zarazem największy przywilej powołania kapłańskiego. Codziennie przeżywałem mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, uobecniające się w Eucharystii, sam otoczony i zanurzony w świecie ludzkiego cierpienia.
W Eucharystii ofiarowałem Bogu wszystkich pacjentów, wspaniałych lekarzy, którzy z największym zaangażowaniem walczyli o moje zdrowie, a nawet życie i cały personel szpitala oraz moich bliskich, przyjaciół (tu mocno podkreślę, że wszystkie te osoby otaczały mnie życzliwą troską, serdeczną miłością i żarliwą modlitwą, za co jestem im bezgranicznie wdzięczny).
Codziennie w Komunii świętej przyjmowałem Chrystusa do mojego serca, a On napełniał mnie bezmiarem swojej miłości i miłosierdzia, pokoju i mocy. Prowadził mnie za rękę, podtrzymywał swoją prawicą. Wtedy czułem, jak Jezus w sposób dosłowny realizuje to, o czym mówi Psalm 23: „Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę bo Ty jesteś ze mną. Kij Twój i laska pasterska są moją pociechą”. Jezus czuwający przy mnie w dzień i w nocy dawał mi siłę, pociechę i wsparcie. Zaświadczam, że w żadnym wcześniejszym okresie mojego życia nie doświadczyłem tak mocno miłości Jezusa, jak w czasie tej ciężkiej choroby.
Powyższe doświadczenia pomogły mi w sposób bardzo konkretny dojrzeć w moim człowieczeństwie, chrześcijaństwie i kapłaństwie. Będąc w szpitalu, powiedziałem do jednej z odwiedzających mnie osób, że Pan Bóg przemeblowuje moje życie. I tak rzeczywiście stało się: zerwałem z grzechami, które wcześniej popełniałem, przybliżyłem się do Boga, umocniła się moja więź z Jezusem, stałem się lepszym dla ludzi. Odprawianie Mszy Świętej nie jest już jednym z wielu moich działań, ale najważniejszą chwilą dnia. Eucharystia stała się dla mnie autentycznym przeżywaniem odwiecznej miłości i niezgłębionego miłosierdzia Chrystusa, Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. Mam świadomość, że to On, jedyny i wieczny Kapłan, posługując się ustami i rękami grzesznika, spełnia Ofiarę, którą zbawia całą ludzkość. Tajemnica ta pobudza mnie do bycia pokornym, uniżania się, stawania się posadzką, po której ludzie będą mogli iść do Jezusa (por. Jan Paweł II, Dar i Tajemnica). To jest trudne i bardzo wiele kosztuje, bo trzeba codziennie umierać dla siebie, dla świata, aby żyć dla Chrystusa. Dlatego każdego proszę o modlitwę w intencji kapłanów.
Ważne jest również to, że Chrystusa, bardziej niż dotychczas, stawiam na pierwszym miejscu i z jeszcze większą ufnością zawierzam Mu każdą chwilę mojego życia i wszystkich ludzi, za których jestem odpowiedzialny, o których się troszczę, których On powierzył mojej pieczy. Mówię Jezusowi: „Panie, czyń ze mną wszystko, co się Tobie podoba, czego Ty pragniesz. Jestem Twoją własnością. Posługuj się mną tak, jak Ty chcesz. Ufam Tobie bezgranicznie”. I wszystkie moje troski przerzucam na Pana, ponieważ wiem, że Jemu zależy na mnie (por. 1 P 5,7).
Z perspektywy czasu (bo nie przyszło to od razu) nie waham się powiedzieć, że półroczny pobyt w szpitalu to bardzo trudna, ale niezwykła przygoda, gdzie ból i nadzieja, smutek i radość, słabość i moc, ciemność i światłość, strapienie i pocieszenie idą ze sobą w parze. Przygoda wyjątkowa i pomimo trudu, wręcz walki jaką trzeba stoczyć, przygoda piękna, warta przeżycia, ponieważ daje nieporównanie większe korzyści od ceny jaką trzeba zapłacić. Jest to przygoda wyjątkowa, piękna i warta przeżycia, ponieważ wyjątkowy, piękny i wart przeżycia jest jej Reżyser i główny Bohater - Jezus Chrystus, nasz najdroższy Zbawiciel.
Ponieważ jestem sługą Chrystusa, powołanym do tego by głosić i dawać Go innym ludziom, dlatego wiem, że otrzymałem te dary po to, aby przekazywać je dalej, by inni mogli „poznawać i wierzyć miłości jaką Bóg ma ku nam” (por.1 J 4,16). Aby inni mogli trwać w niezachwianej nadziei, że „we wszystkich utrapieniach, uciskach, prześladowaniach (największe to grzech, szatan, ale również ciężka i długotrwała choroba) odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował, że nic nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie Panu naszym” (por. Rz 8,35-39). Stąd moje świadectwo.
NIECH BĘDZIE UWIELBIONY PAN JEZUS W NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENCIE OŁTARZA!!!
Ks. Adam Kaczor, Raba Wyżna
P.S. Opisane powyżej doświadczenia sprawiły, że odtąd moim ulubionym cytatem z Pisma Świętego są słowa: „Bogu, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen” (Ef 3,20-21).