Choć hipoteza o gejostwie „Rudego” i „Zośki” jest po prostu żałosna, to afera, jaka się wokół tego rozpętała dowodzi niszczących skutków jakie już teraz przynosi terror stosowany przez homoaktywistów.
04.04.2013 14:37 GOSC.PL
Jeden krótki akapit i jedna pani dr literaturoznawstwa wystarczyły, by cały kraj ogarnęła burza. Rozpętała się po tym, jak wspomniana autorka na podstawie kilkuzdaniowej wypowiedzi Tadeusza Zawadzkiego postawiła tezę, że dwóch bohaterów Polski Walczącej łączyła homoseksualna chuć.
Sprawa jest głupia i poważna jednocześnie. Głupia, bo pani doktor buduje hipotezę na podstawie wyrwanego z kontekstu opisu. Poważna, bo zdarzenie zwraca uwagę na niszczące skutki homopropagandy, które już dziś widać w społeczeństwie.
O tym, że interpretacja dr Janickiej jest cieńka jak sik pająka nie trzeba się specjalnie rozpisywać. Wystarczy zwrócić uwagę na fakt, że w przeszłości zdecydowanie częściej i wylewniej okazywano sobie gesty przyjaźni. Fakt, że reakcja „Rudego” była mocna nawet jak na tamte czasy, ale gdy weźmiemy pod uwagę w jakiej sytuacji rozgrywa się opisana scena, zdziwienie już nie będzie takie duże. Janek Bytnar od kilku dni był katowany, poddawany bestialskim torturom, dręczony psychicznie. Stracił zupełnie nadzieję i nagle, całkowicie nieoczekiwanie został odbity przez przyjaciół. Już sam fakt spotkania w takim momencie kogoś bliskiego wzmaga potrzebę zwykłej ludzkiej, także fizycznej bliskości. Nie seksualnej. Normalnej. Ludzkiej. Dziecko, które się czegoś przestraszy od razu biegnie do najbliższych (rodziców, rodzeństwa, babci, dziadka) i rzuca się im w objęcia, przytula. Dlatego, że tam czuje się bezpiecznie. To naturalny odruch, który dr Janicka zechciała zignorować.
Afera, którą rozpętała Janicka pokazała jednak coś, co jest istotne dla nas, dzisiaj. Niebezpieczne zjawisko społeczne, które jest skutkiem działania homopropagandy. Chodzi o prosty fakt, że dziś często odzieramy nasze relacje z jakichkolwiek gestów. Ludzkich gestów. Dlaczego? Bo boimy się (i mamy ku temu podstawy), że zostaniemy posądzeni o skłonności homoseksualne. Ci sami ludzie, którzy wtedy okazywali sobie jakieś formy czułości, świadczące o przyjacielskiej relacji, dziś by tego już nie zrobili. Ksiądz, który trzydzieści lat temu mógł wziąć dziecko na ręce, dziś tego nie zrobi, bo za chwilę ktoś oskarży go o pedofilię. Asekuracyjnie budujemy między sobą nieraz przesadny dystans, bo każdy zbyt otwarty ruch może być zinterpretowany na opak. I przykleją nam etykietkę. Albo raczej gestykietkę.
I temu nie jest winna purytańska, chrześcijańska i przesadna moralność, która rzekomo nie dopuszcza do jakiejkolwiek fizycznej bliskości. Winna jest nachalna promocja homoseksualizmu i propagandowy terror stosowany przez aktywistów LGBT. Ich obsesyjne próby wmawiania ludziom, że bycie gejem jest cacy i wszyscy powinni być z tego dumni. Przy całkowitym pominięciu realnych dramatów tych, którzy cierpią z powodu zaburzeń własnej seksualności.
Przeczytaj też: Chcą zrobić z "Zośki" i "Rudego" gejów
Wojciech Teister