Osobliwie wyglądają zabiegi tych, którzy próbują medialnie obezwładnić następcę Piotra.
20.03.2013 11:15 GOSC.PL
Kościół od zawsze miał i ma wrogów. Czasem jednak ich dola jest dość ciężka. Na przykład wtedy, gdy na stolicę św. Piotra wstępuje człowiek, który z taką łatwością podbija serca, jak papież Franciszek. Wzywa do solidarności z ubogimi i sam jest ubogi. Jest prosty, naturalny, przystępny. No i co zrobić z takim papieżem? Jak go medialnie obezwładnić? Nie jest to łatwe, ale można próbować.
Na początek można zaprząc do tego tzw. autorytety. Ludzi znanych z alergicznej niechęci do Kościoła. Najlepiej byłych księży, choć przyda się też jakaś feministka, a w desperacji może być i dziwacznie ubrany miłośnik marihuany. Dobrze, żeby to były osoby z tytułami naukowymi. Ci mają dość dobrze opanowaną strategię typu: TAK, ALE… Każdy, kto choćby trochę liznął psychologii komunikacji, wie, że spójnik „ale” służy do unieważniania prawd postawionych przed nim i akcentowania tego, co następuje po nim. Np. „To sympatyczny papież, ALE jest przeciw aborcji” Albo: „Jego prostota jest ujmująca, ALE czy poradzi sobie z pedofilią w Kościele?”
Kolejny krok: rzucić cień podejrzenia. Trochę jak w wąż w raju, który rzucił na Boga cień, kłamiąc, że Bóg zakazuje zerwania owocu drzewa poznania dobrego i złego, bo obawia się, że jeśli ludzie go skosztują, będą tak potężni, jak On. W przypadku papieża Franciszka rzucenie cienia polegało na sugestii, że mógł być zamieszany w kolaborację z argentyńską juntą albo przynajmniej niedostatecznie się jej przeciwstawiał. I co z tego, że to oskarżenie opiera się wyłącznie na jednym świadectwie: książce człowieka, który sam w latach 70. należał do lewackiej bojówki terrorystycznej? Co z tego, że jeden z jezuitów, rzekomo skrzywdzonych przez przyszłego papieża, odżegnał się od tego typu oskarżeń? Co z tego, że nie znalazł się nikt, kto powiedziałby, że został skrzywdzony przez o. Jorge Bergoglio; przeciwnie: pojawiły się świadectwa tego, że w tych ciężkich czasach pomagał on prześladowanym.
Metoda trzecia, sprzężona z dwiema poprzednimi: trzeba zadbać, by krytyka papieża i cień rzucony na niego nie były jedynie marginesem, ale głównym nurtem rozważań. Nie można pozwolić, by Kościół narzucił (tak, tak, narzucił, niczym Inkwizycja!) swoją narrację.
Po czwarte, trzeba wykazać, że ludzie wcale nie lubią tego papieża, a jeśli lubią, to tylko dlatego, że liczą, iż zmieni on Kościół tak, by już nie był Kościołem Chrystusowym. Świetnie nadają się do tego badania opinii publicznej, a raczej ich interpretacje.
Przykład z pierwszej strony dzisiejszej „Gazety Wyborczej”: „Coraz więcej Polaków oczekuje, że nowy papież (…) zreformuje Kościół. Prawie połowa (48 proc.) chce zmian w nauczaniu Kościoła, 37 proc. nie chce. Osiem lat temu, gdy papieżem został Benedykt XVI, grupa przeciwników reform była dwa razy większa. Ci, którzy chcą zmian, najczęściej mówią o tym, żeby Kościół ‘był otwarty, nowoczesny i tolerancyjny, dostosowany do współczesnego świata, mniej konserwatywny’. Oczekują przyzwolenia na antykoncepcję, zniesienia celibatu, zmiany nastawienia do metody in vitro”. Tyle GW.
Jednak badania CBOS, na które powołuje się dziennik, wykazują, że jeśli się spyta o konkrety, to oczekujących na zmianę nauczania w gorących kwestiach moralnych jest bardzo niewielu. Liberalizacji poglądów Kościoła na antykoncepcję oczekuje 7 proc., na zapłodnienie in vitro - 7 proc., związki pozamałżeńskie - 5 proc., aborcję - 5 proc., rozwody - 2 proc. Na zniesienie celibatu oczekuje 10 proc. Polaków, ale - podkreślmy - celibat nie jest kwestią moralności, ale kościelnej dyscypliny i jako taka może być rozwiązana inaczej niż przez ostatnie wieki bez naruszenia zasad moralnych czy dogmatów wiary. Nawiasem mówiąc, oczekiwania zmian w nauczaniu, dotyczącym ściśle dogmatów wiary, nie pojawiają się wcale.
A jak Polacy postrzegają obecną sytuację Kościoła katolickiego? Jeśli chodzi o Kościół w Polsce - czyli ten najlepiej przez nas znany - to aż 62 proc. opinii jest pozytywnych. Gdy się pyta o Kościół na świecie, opinie pozytywne to 45 proc. A jeśli pytanie dotyczy Kościoła w Europie, pozytywne opinie stanowią 38 proc.
To prawda, że 86 proc. respondentów uważa za przynajmniej częściowo uzasadnione zintensyfikowane w ostatnim czasie krytyczne opinie kierowane pod adresem Kościoła i księży. Jednak z takim stwierdzeniem powinien zgodzić się każdy rozsądny człowiek, z papieżem włącznie. Bo nie przypuszczam, by Ojciec Święty uważał dzisiejszy Kościół za pozbawiony wad.
Niemniej - jak widać - można wyniki badań statystycznych przedstawić tak, by wydawało się, że warunkiem sympatii do Kościoła i papieża jest poluzowanie nauczania moralnego.
Ktoś bardziej ode mnie uważny potrafiłby pewnie znaleźć i opisać więcej strategii medialnego niszczenia papieża (zapraszam do takiej dyskusji w komentarzach pod niniejszych tekstem). Zawsze jednak powstanie pytanie o skuteczność tych strategii. Sądzę, że na krótką metę mogą one dawać efekty. Jednak w dłuższej perspektywie są zawodne, nawet jeśli uda się przejść wszystkie etapy tej „gry”, do fizycznego unicestwienia przeciwnika włącznie. Dowód? Krzyż.
Jarosław Dudała