Media zbudowały już portret nowego papieża. Jest to portret ze skazą: „Franciszek to dobry, skromny człowiek, pełen szlachetnych intencji, ale wiele wskazuje na to, że w godzinie próby, czyli podczas dyktatury generałów, nie zdał egzaminu”. Czy ta opinia ma pokrycie w faktach?
Kiedy ogłoszono, że nowym papieżem został kard. Jorge Mario Bergoglio, arcybiskup Buenos Aires, świat nie wiedział o nim prawie nic. Media zaczęły natychmiast snuć rozmaite hipotezy, nie sprawdziwszy wcześniej podstawowych faktów. A to mówiono, że jego ojciec był robotnikiem, maszynistą pociągów (w rzeczywistości był księgowym), a to pokazywano rzekomą narzeczoną z lat młodości, a to zamieszczano zdjęcia mające udowodnić jego zażyłą znajomość z generałem Videlą, odpowiedzialnym za śmierć tysięcy ludzi dyktatorem Argentyny w latach 1976–1981. Takie właśnie zdjęcie, pokazujące duchownego w stroju biskupa w gabinecie generała w pałacu prezydenckim, zamieścił na swojej stronie internetowej „Newsweek”, z podpisem: „Jorge Bergoglio i gen. Jorge Videla”. Zdjęcie ilustruje tekst pod wymownym tytułem: „Jak papież Franciszek z dyktaturą współpracował”. Nikt w „Newsweeku” nie zauważył jednak, że obecny papież został biskupem dopiero w 1992 r., nie mógł więc w stroju biskupa odwiedzać generała kilkanaście lat wcześniej. Nikt też nie pomyślał, że w czasach prezydentury Videli Bergoglio nie mógł wyglądać tak, jakby zbliżał się do siedemdziesiątki, bo miał raptem czterdzieści parę lat. Zdjęcie ze strony „Newsweeka” przedstawia w rzeczywistości kard. Raúla Francisco Primatestę (1919–2006), ówczesnego arcybiskupa Córdoby. W internecie krążą także zdjęcia pokazujące księdza podpisanego jako Bergoglio, udzielającego Komunii Videli. W rzeczywistości na tej fotografii widać z kolei ks. Carlosa Beróna de Astradę (zmarłego w 1997 r.). Warto szczegółowo zbadać tę sprawę, obserwując emocje, jakie budzą podejrzenia o niewłaściwe zachowanie papieża w okresie tzw. brudnej wojny w Argentynie, w latach 1976–1983. Ludzie niechętni Franciszkowi nazywają go wręcz donosicielem i kolaborantem. Skąd się wzięły te oskarżenia?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa