Rząd cypryjski urządza regularny skok na oszczędności swoich poddanych. A polski dostaje lekcję, że podnosząc VAT, przeholował.
18.03.2013 10:37 GOSC.PL
Spadają wpływy do budżetu państwa. W porównaniu z tymi sprzed roku są niższe o 3,4 mld zł, czyli o ok. 8 proc. Deficyt wynosi już ponad 60 proc. rocznego planu. Największe załamanie wystąpiło w przypadku wpływów z VAT (spadek o 23 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem), a także akcyzy (ok. 7 proc.). To ciekawe, bo przecież podwyżka VAT z 2011 roku miała zwiększyć dochody budżetowe. Jednak już w ubiegłym roku zauważalny był spadek wpływów właśnie z tytułu tego podatku.
To oznacza, że niewdzięczni Polacy nie chcą współpracować w ratowaniu polskiego budżetu. Wydają coraz mniej pieniędzy w sklepach. „I właściwie kto wódki nie pije ten jest wywrotowcem, tak/ Świadomie uszczuplającym dochody państwa – bezideowcem” – śpiewał Kazik Staszewski. To, co tyczy się wódki, dotyczy również chleba.
Ramię w ramię z niesfornymi konsumentami, którzy nie posłuchali rad Lorda Keynesa, by robić patriotyczne zakupy, idą przedsiębiorcy unikający płacenia podatków. Dlatego też minister Rostowski postanowił wprowadzić odpowiedzialność zbiorową uczestników legalnych transakcji dotyczących np. paliwa czy stali: od tej pory nabywca będzie ręczył własnym majątkiem za nieodprowadzony przez dostawcę podatek VAT. Jeśli te rozwiązania wejdą w życie, potwierdzi się obserwacja niektórych przedsiębiorców, że w Polsce najmniej ryzykownie jest działać w szarej strefie.
Spadają wpływy z VAT, ale jednocześnie rosną oszczędności Polaków, zwłaszcza wartość tych zgromadzonych na depozytach bankowych. Być może więc minister Rostkowski weźmie przykład z rządu cypryjskiego, który przy okazji ustalania z Unią Europejską i Międzynarodowym Funduszem Walutowym warunków międzynarodowego wsparcia finansowego dokonał regularnego skoku na kasę cypryjskich ciułaczy. Ludzie trzymający swoje pieniądze w cypryjskich bankach zapłacą jednorazowo (przynajmniej na razie) 6,75 proc. podatku, jeśli wartość ich oszczędności jest niższa, niż 100 tys. euro, pozostali – 9,9 proc. By zabezpieczyć się przed runem na banki, wprowadzono utrudnienia przy wypłatach środków z banków i bankomatów. Ruch, którego nie da się nazwać inaczej, jak pospolitą kradzieżą, nadszarpuje i tak już niewielkie zaufanie mieszkańców wyspy do banków – okazuje się, że najbezpieczniej jest trzymać pieniądze w skarpecie.
W tym kontekście twierdzenia polityków Platformy Obywatelskiej, iż Bankowy Fundusz Gwarancyjny uczyni pieniądze członków Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych bezpieczniejszymi, brzmią jak bajeczki dla naiwnych: skoro należący do Unii Europejskiej kraj może z dnia na dzień sięgnąć po oszczędności swoich poddanych, o żadnych państwowych gwarancjach dla depozytów nie może być mowy.
Stefan Sękowski