Czuję, że nowy Papież zagoni nas wszystkich do roboty.
14.03.2013 15:52 GOSC.PL
Im więcej dowiaduję się na temat człowieka, który został nowym następcą św. Piotra, tym wyraźniej maluje się w mojej wyobraźni jego pontyfikat. Wygląda na to, że czeka nas przedefiniowanie rozumienia chrześcijaństwa. Nie tyle intelektualne, co przede wszystkim praktyczne.
My katolicy w Europie, a w Polsce w szczególności, żyjemy w ciepełku. Mimo postępującej laicyzacji, antyklerykalizmu, wciąż nie jest trudno być katolikiem. W pewnym sensie jest to nawet wygodne, bo poczucie osadzenia we wspólnocie i wiara w Boga dają spokój. Nawet jeśli na zachodzie Europy katolików zamyka się w kulturowych rezerwatach, to jednak są to rezerwaty pełne estymy, narażone na ataki jedynie grup ekstremistycznych. Coraz częstsze, ale nadal incydentalne. Poczucie ekonomicznego dobrobytu i stabilności towarzyszy nam na równi z osobami niewierzącymi, a jeśli coś je podkopuje, to kryzys gospodarczy. Nie grożą nam prześladowania – być może na razie, ale taki jest fakt.
I nagle do Rzymu przybywa człowiek z drugiego końca świata. Z kraju, w którym formalnie nadal wielką rolę odgrywa Kościół katolicki. Jednak jego siła nadszarpnięta jest z jednej strony przez popularność lewicowych ideologii, z drugiej różnych sekt i luźnych grup protestanckich. Kościół teraz stara się ludzi odzyskać dla Chrystusa. Od dłuższego czasu stara się bezpośrednio wychodzić do ludzi ubogich, a tych, którzy żyją w duchowej pustce, nie tyle zapraszać na katechezy do świątyń, co wychodzić do nich – na ulice. Często podejmuje w tym celu dyskusyjne środki, jak błyskawiczne chrzty po krótkim przygotowaniu, ale chęci bezpośredniego kontaktu nie można mu odmówić. Przez wiele lat przewodniczył mu człowiek, który nazywany jest „biskupem ubogich” nie ze względu na płomienne kazania, ale realne wychodzenie do najbardziej potrzebujących. Który będąc kardynałem zamiast samochodem z własnym szoferem jeździł do pracy autobusem.
Coś niespotykanego, a przecież, gdy pomyśli się o przeciętnym katoliku, całkowicie normalnego. Podobne myśli miałem, gdy w mojej parafii gościł pewien biskup z Białorusi. Sam stał pod chórem, trzymając w ręku koszyczek na datki na swój Kościół lokalny. Nie zatrudnił do zbierania ministrantów – sam wyszedł do współwyznawców z Polski, by troszczyć się o swoje owce.
Tu nie chodzi o hierarchów, księży, ale także o nas, zwykłych wiernych. Bo tak na co dzień: czy różnimy się od osób niewierzących czymś jeszcze, prócz chodzenia co niedzielę do kościoła? Jak wygląda nasza codzienna ewangelizacja?
Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam, ale wydaje mi się, że papież Franciszek nauczy nas, jak powinna ona wyglądać. I mój wewnętrzny leń obawia się, że to będzie trudna lekcja, wymagająca przezwyciężenia dotychczasowych przyzwyczajeń. Toście nam ładny prezent zrobili kardynałowie, wespół z Duchem Świętym…
Stefan Sękowski