Rodziny i przyjaciele pożegnają w sobotę 16 marca w Zakopanem Macieja Berbekę, w Dąbrowie Górniczej Tomasza Kowalskiego, a także w Warszawie. Obu, po pierwszym w historii zimowym zdobyciu Broad Peak (8047 m) w Karakorum, zabrała góra.
W sobotę o godz. 12 w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach odprawiona zostanie msza święta żałobna w intencji Berbeki, o czym poinformowała rodzina. Natomiast o godz. 19 w kościele pw. Najświętszej Rodziny przy ul. Krupówki przyjaciele pożegnają obu alpinistów.
Również tego samego dnia o godz. 16 w kościele pw. Zesłania Ducha Świętego w Dąbrowie Górniczej-Ząbkowicach odprawione będzie nabożeństwo za duszę Kowalskiego.
Także miłośnicy gór zapraszają wszystkich na wspólną modlitwę i mszę świętą w intencji Berbeki oraz Kowalskiego 16 marca o godz. 18 do kościoła Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich w Warszawie przy ul. Łazienkowskiej (nieopodal stadionu Legii i Torwaru). Przed nabożeństwem odprawione będą nieszpory. "Pożegnajmy wspólnie naszych kolegów" - zachęcają członkowie Klubu Wysokogórskiego.
Maciej Berbeka urodził się 17 października 1954 roku w Zakopanem. Był absolwentem Państwowego Liceum Technik Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem oraz Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie. Ratownik TOPR, przewodnik górski z licencją międzynarodowej federacji (UIAGM), zdobywca pięciu ośmiotysięczników, syn Krzysztofa Berbeki (1930-1964), do którego w latach 1960-1971 należał wysokościowy rekord Polski.
Nestor polskiego himalaizmu dokonał pierwszych zimowych wejść na Manaslu (w 1984 roku razem z Ryszardem Gajewskim), Czo Oju (1985 z Maciejem Pawlikowskim) oraz Broad Peak (5 marca z Adamem Bieleckim, Tomaszem Kowalskim i Arturem Małkiem). W 1988 roku był blisko zdobycia tej góry w stylu alpejskim z Aleksandrem Lwowem. Dotarł wtedy do przedwierzchołka Rocky Summit (8028 m) oddalonego od głównego szczytu o godzinę wspinaczki eksponowaną granią. Jest pierwszym człowiekiem, który zimą przekroczył 8000 m n.p.m. w Karakorum. Patrzył na świat z Annapurny (8091 m) po wejściu nową drogą - południową ścianą, oraz z Mount Everestu (8850 m) - od strony chińskiej.
Tomasz Kowalski miał 27 lat. Pochodził z Dąbrowy Górniczej, był członkiem Klubu Wysokogórskiego Warszawa, a mieszkał w Poznaniu. W 2010 roku przeszedł 100 km trawers masywu Mount McKinley (6194 m - najwyższy szczyt Ameryki Północnej położony w górach Alaska).
"Jutro ruszamy w góry. Kolejna, ale naprawdę wyjątkowa wyprawa życia. Trzymajcie kciuki, bo jest okazja napisać kolejny rozdział historii himalaizmu" - tak 16 stycznia napisał na swoim blogu.
"Jeszcze 5 marca cieszyliśmy się jego sukcesem, udało mu się na stałe wejść do historii himalaizmu. Teraz dużo byśmy dali, żeby w encyklopediach go nie było, a żeby znowu był z nami" - podkreślili członkowie klubu.
To rodzice i brat od najmłodszych lat zaszczepili w nim pasję gór. W 2004 roku był na szczycie Mont Blanc (4810 m). W ciągu tych kilku lat udało mu się postawić stopę na sześciu kontynentach, wejść na sześć z dziewięciu szczytów Korony Ziemi, jego dziecięcego marzenia. W 2011 roku został laureatem Nagrody im. Andrzeja Zawady, dzięki której udało mu się zorganizować wyprawę w Pamir i Tienszan.
Chciał wówczas zdobyć w rekordowym czasie pięć gór i tym samym Śnieżną Panterę. Prawie mu się to udało, osiągnął cztery wierzchołki w 27 dni. Pod wrażeniem jego tempa był nawet Denis Urubko, kazachski wspinacz pochodzenia rosyjskiego, który bez użycia butli tlenowych zdobył Koronę Himalajów jako piętnasty człowiek w historii.
Tomasz Kowalski myślał o dokończeniu projektu w następnym sezonie, lecz wtedy pojawiła się szansa na udział w projekcie "Polski Himalaizm Zimowy". Poza górami jego pasją było bieganie - wymagające, górskie, na dystansach ultra, jak również rajdy przygodowe.
Jak napisano na stronie klubu, razem ze swoją dziewczyną Agnieszką stanowili duet nie do zdarcia. "Miał niesamowitą wydolność i kondycję. Był też niesamowitym człowiekiem. Miał dar spełniania własnych marzeń. Przez te 27 lat swojego życia doświadczył i zobaczył tak wiele, że niejeden człowiek nie zrobi tyle w ciągu całego długiego życia. Wszystko mu się udawało, założył jeden z ciekawszych hosteli poznańskich, potrafił razem ze współwłaścicielką animować w nim życie towarzysko-kulturalne i przyciągać masy ludzi. Był dobrym człowiekiem. Nie było w nim zawiści, zazdrości. Zawsze z uśmiechem na twarzy, zawsze otwarty na drugą osobę, uczynny, pomocny".
A Tomek mówił o sobie: "Jestem fanatykiem filmowym i dzięki temu mam bardzo rozbudowaną wyobraźnię. Zawsze mam plan B i wierzę w szczęśliwe zakończenia. Uważam, że życie polega na spełnianiu marzeń. Swoich i cudzych. No risk, no fun".
5 marca podczas zejścia po zdobyciu Broad Peak Berbeka i Kowalski oddzielili się od 29-letniego Adama Bieleckiego (KW Kraków) oraz 33-letniego Artura Małka (KW Katowic) i nie zdołali powrócić na noc do obozu, co zmusiło ich do biwakowania w ekstremalnych warunkach na przełęczy 7900 m. Pakistańczyk poszukujący zaginionych nie trafił jednak na żaden ślad. 8 marca kierujący ekspedycją Krzysztof Wielicki, przed opuszczeniem bazy (4900 m) przekazał w rozmowie telefonicznej, że Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zostali uznani za zmarłych.
Jacek Berbeka poinformował w poniedziałek, że w czerwcu poprowadzi wyprawę, której celem będzie odnalezienie ciał dwójki zmarłych na Broad Peak. Jak podkreślił, nie zamierza zabierać ciał, a jedynie godnie uczcić i pochować brata na szczycie.
Obecnie uczestnicy wyprawy Polskiego Związku Alpinizmu pod kierunkiem Wielickiego są na szlaku do wioski Askole (3048 m), gdzie zaczyna się utwardzona droga. Nie wiadomo, czy będzie ona przejezdna do Skardu. O tej porze roku jest często zasypana przez lawiny. Jeśli warunki będą korzystne, to ekspedycja dotrze do Skardu ok. 15 marca.