Uwielbia koty, bardzo lubi popijać fantę, jest rozkochany w muzyce klasycznej i prawdopodobnie jako jedyny papież grał na fortepianie. Przedstawiamy historie, wspomnienia i anegdoty z życia papieża Benedykta XVI.
Już za pontyfikatu Jana Pawła II w Watykanie odbywało się wiele koncertów, ale to za Benedykta XVI Aula Pawła VI stała się jedną z najbardziej znanych sal koncertowych na świecie. Papież słuchał też koncertów poza Watykanem, w tym także w słynnej La Scali w Mediolanie. Ukochanego Mozarta, którego muzykę określał jako „promień niebiańskiego piękna”, grała mu nawet najsłynniejsza chińska orkiestra. Przed Papieżem występowały najsłynniejsze zespoły i soliści, pod batutą takich mistrzów jak David Barenboim, Ricardo Muti czy Zubin Mehta. Media przez lata utrwalały wizerunek Josepha Ratzingera jako „pancernego kardynała”, bezkompromisowego obrońcy doktryny katolickiej. Tymczasem zaraz po wyborze prefekta Kongregacji Nauki Wiary na papieża okazało się, że jest ciepłym, serdecznym człowiekiem, lubiącym zwierzęta. Wydało się również, że jest melomanem i sam zasiada w nielicznych wolnych chwilach do fortepianu. Przeprowadzka jego instrumentu z siedziby prefekta do pałacu Apostolskiego stała się sensacją światową.
Pippi Langstrumpf i kot Cziko
Rzymski korespondent KAI Marek Lehnert opowiedział po wyborze nowego papieża, jak to w lipcu 2004 r. na Borgo Pio natknął się wraz z rodziną na kard. Ratzingera. Trzy i pół letnia córeczka dziennikarza, Tosia, zapytana przez starszego siwego pana o imię, wypaliła bez namysłu: „Jestem Pippi Pończoszanka”. Kardynał znalazł z dziewczynką wspólny język, bo okazało się, że wiedział kto to jest Pippi Langstrumpf i znał twórczość Astrid Lindgren.
Sąsiedzi kard. Ratzingera z przejęciem opowiadali przed kamerami telewizyjnymi, jak dokarmiał okoliczne koty. Media na całym świecie doniosły, że nowy papież sprowadził do pałacu apostolskiego, dostojnego miejsca, gdzie nie stąpała stopa jakiegokolwiek zwierzęcia, dwa koty. Media przytaczały rozmowę jaką odbył z nowym papieżem trzy dni po elekcji archiprezbiter bazyliki watykańskiej, kardynał Francesco Marchisano. „Czy to prawda, że Jego Świątobliwość ma dwa koty?”
„Prawda.”
„Świątobliwość ma szczęście. Mnie kuzynka nie pozwala trzymać nawet jednego, a ja tak kocham zwierzęta.”
Papież na to: „To ja sprezentuję eminencji kotka. Kuzynka chyba nie odważy się wyrzucić."
Sympatię Benedykta XVI do kotów wykorzystały dwie Włoszki: pisarka Jeanne Perego i ilustratorka Donata Dan Molin Casagrande, które w 2007 r. wydały uroczą książeczkę pt. „Kot i jego papież. Opowieści kota Cziko o życiu Papieża Benedykta XVI”. W Polsce ukazał się ona nakładem krakowskiego Wydawnictwa m.
Cziko opowiada o życiu Josepha Ratzingera od dzieciństwa aż do wyboru na papieża. Kot tak relacjonuje pierwsze spotkanie Benedykta XVI z wiernymi: „Po jakimś czasie otworzyło się okno, z którego ogłoszono imię nowego papieża. Wszyscy wstrzymali oddech, kiedy odpowiedzialny za takie ogłoszenia człowiek przeczytał skomplikowane zdanie po łacinie, które mniej więcej oznaczało: W domu oszaleliśmy z radości i wzruszyliśmy się, kiedy pozdrawiał wszystkich i dziękował kardynałom, że wybrali go na następcę Jana Pawła II, Byłem tak podekscytowany, że zapomniałem nawet o kolacji”.
Najpierw była fisharmonia
Brat Papieża, ks. Georg, wspominał jak kilkuletni Ratzingerowie uczyli się grać na zakupionej przez ich ojca za 241 marek fisharmonii. Potem, podczas studiów seminaryjnych, przyszły papież nauczył się grać na pianinie. Kiedy miał dziesięć lat, zachwycił się muzyką Mozarta. Po anszlusie Georg i Joseph jeździli z Traunstein do Salzburga, gdzie po raz pierwszy usłyszeli mozartowskie „Requiem” i „Mszę c-moll". Georg Ratzinger tak ocenia talenty muzyczne wielkiego brata: „Joseph jest osobą jak najbardziej muzykalną. Granie sprawiało mu zawsze wielką przyjemność i czynił to bardzo zręcznie. Aby to umieć, trzeba wyróżniać się naprawdę bystrym umysłem. Mój brat szybko czytał nuty i był w stanie błyskawicznie zrozumieć muzykę, w czym pomagał mu jego otwarty umysł i doskonały refleks. Nie pokochał jednak muzyki w sposób tak spontaniczny jak ja. Dla mnie zawsze stanowiła ona pasję. Joseph był pod tym względem bardziej wstrzemięźliwy, choć jest człowiekiem obdarzonym bardzo dobrym słuchem”.
Joseph Ratzinger nigdy nie stracił kontaktu z muzyką. Także jako papież w wolnych chwilach zasiadał do fortepianu, choć po roku 2009, kiedy złamał rękę, zdarzało się to coraz rzadziej. Benedykt XVI szczególnie chętnie grał pieśni Maxa Ehama, dyrygenta chóru katedralnego we Fryzyndze. Wykonywał także trudniejsze utwory, w tym ukochanego Mozarta.
Bracia Ratzingerowie rokrocznie czcili imieniny Georga w tradycyjny sposób: słuchali muzyki klasycznej. Ten zwyczaj kontynuowali także, gdy młodszy z braci został papieżem.
Od dzieciństwa Joseph Ratzinger nabył dużą wiedzę muzyczną, dzięki czemu potrafił porywająco mówić o muzyce i, jak żaden ze współczesnych papieży, ją docenić.
Uderzmy w radośniejsze tony!
1 czerwca 2012 r. ten wyrafinowany meloman wysłuchał w mediolańskiej La Scali IX Symfonii Ludwika van Beethovena, pod batutą Daniela Berenboima. Z tej okazji przypomniał pierwszy po drugiej wojnie światowej koncert na tej scenie, poprowadzony 11 maja 1946 r. przez słynnego Arturo Toscaniniego. Papież mówił: „Wielki dyrygent, kiedy dopiero co przybył do Mediolanu, natychmiast udał się do tego teatru i pośrodku sali zaczął klaskać, aby się przekonać, czy nie została naruszona przysłowiowa akustyka, a słysząc, że była doskonała, zawołał: „To jest La Scala, zawsze moja Scala!” W tych słowach „To jest La Scala ” zawarty jest sens tego miejsca, świątyni opery, muzycznego i kulturowego punktu odniesienia nie tylko dla Mediolanu i Włoch, ale dla całego świata”
A tak oto papież zinterpretował jedno z absolutnych arcydzieł w historii muzyki. „Powstawanie IX Symfonii Ludwiga van Beethovena było długie i złożone, ale – począwszy od słynnych szesnastu taktów pierwszej części – tworzy się klimat oczekiwania na coś wielkiego i oczekiwanie to nie jest daremne. Beethoven, choć zasadniczo trzyma się form i tradycyjnego języka symfonii klasycznej, ukazuje coś nowego, począwszy już od niespotykanych rozmiarów wszystkich części swego dzieła, co potwierdza w części końcowej, wprowadzonej strasznym dysonansem, od którego oddziela się recytatyw ze słynnymi słowami: „O bracia, nie w te tony! Pełną piersią w milsze uderzmy, górniejsze i bardziej radosne!”, słowami, które w pewnym sensie „odwracają kartę” i wprowadzają główny temat „Ody do radości”. To, co Beethoven kreśli swoją muzyką, jest wyidealizowaną wizją ludzkości: „Jest to radość czynna w braterstwie i wzajemnej miłości, pod ojcowskim spojrzeniem Boga” (Luigi Della Croce). Radość, którą opiewa Beethoven, nie ma charakteru ściśle chrześcijańskiego, jest to jednak radość braterskiego współżycia narodów, zwycięstwa nad egoizmem i jest pragnieniem, aby droga ludzkości była naznaczona miłością, jest to niemal zachęta, skierowana do wszystkich, niezależnie od wszelkich barier i przekonań” – mówił Benedykt XVI.