Ateiści dyskryminują się sami

0,5 proc. na związki wyznaniowe nie dyskryminuje ateistów. Dyskryminują się własnym wyborem. - W odpowiedzi na tekst „Niewierzący zapłacą wyższy podatek dochodowy” Rafała Jarosa.

„Niewierzący zapłacą wyższy podatek dochodowy” – brzmi groźny tytuł zamieszczonego na łamach naTemat.pl tekstu Rafała Jarosa. W artykule autor stawia tezę, że zaproponowany przez rząd dobrowolny odpis 0,5 proc. podatku dochodowego na związki wyznaniowe (w zamian za likwidację Funduszu Kościelnego) jest przejawem dyskryminacji ateistów.

Jaros pisze:

Umożliwienie osobom wierzącym dokonywania odpisu podatkowego na Kościół pomniejszy podatek odprowadzany na cele ogólnospołeczne. Jest to dyskryminacja ateistów, agnostyków i wszystkich osób nie przynależących do żadnego związku wyznaniowego. Będą oni płacili podatki o 0,5 proc. wyższe od osób wierzących na utrzymanie służby zdrowia, edukacji, służb porządkowych itp.

Rzecz w tym, że już tytuł, który Autor nadał swojemu tekstowi wprowadza czytelnika w błąd. Podatek dochodowy zapłacimy wszyscy taki sam. Różnica będzie polegała na tym, że wierzący będą mieli możliwość podjęcia decyzji, że 1/200 ich podatku ma zostać przeznaczona na działalność wskazanego przez nich kościoła lub związku wyznaniowego.

Zupełnie chybiony jest argument, że wspomniane 0,5 proc., pomniejszy pulę przeznaczaną na cele ogólnospołeczne. Związki wyznaniowe to również organizacje działające dla społeczeństwa. Nie wszyscy z nich korzystają? To już kwestia wolnego wyboru. W Polsce z podatków dotuje się również transport publiczny, z którego też nie korzystają wszyscy. Przecież część obywateli jeździ własnym samochodem. A tak, jak wszyscy inni, dokładają ze swoich podatków na autobusy i tramwaje. Co więcej, proponowany przez rząd odpis na związki wyznaniowe jest odpisem DOBROWOLNYM przez co na organizacje te przeznaczona będzie znikoma część podatków tylko tych, którzy wyrażają taka wolę. W przypadku finansowania transportu publicznego nie mamy takiego wyboru. O wyższym podatku płaconym przez ateistów moglibyśmy powiedzieć dopiero wtedy, gdyby zwiększono ich obciążenia fiskalne o tyle, ile wierzący przeznaczyli na swoje kościoły.

W dalszej części swojego tekstu Rafał Jaros stawia pytanie:

Dlaczego np. ateiści nie mogliby w podobny sposób wspierać organizacji, które są ważne dla ich rozwoju moralnego i duchowego, tj. przekazywać 0,5% swoich podatków na różnego rodzaju związki ateistyczne, stowarzyszenia wolnomyślicielskie itp.?

Odpowiedź wydaje się banalnie prosta. Dlatego, że przewidziany odpis podatku ma na celu wsparcie działalności organizacji religijnych, które są istotne dla życia konkretnych obywateli. A wielokrotnie czołowi przedstawiciele ateizmu walczącego deklarowali, że ateizm religią nie jest. Moralność ateizmu opiera się na filozoficznej etyce, ta z kolei ma charakter naukowy – nie religijny.

Na czym miałaby polegać działalność stowarzyszeń ateistycznych, które miałby wspierać odpis, który Autor sugeruje? Logicznie patrząc to zupełnie bez sensu. Organizacje religijne działają w przestrzeni religijnej, która de facto opiera się na założeniu istnienia jakiegoś bóstwa. Ateiści negują istnienie tej przestrzeni, podkreślają, że ateizm nie jest formą religii. Zatem mieliby dostać pieniądze na działanie w przestrzeni, która ich zdaniem nie istnieje? A może chodzi raczej o aktywność o charakterze antyreligijnym? Tyle, że to już nie jest działalność „ku czemuś”, ale „przeciw czemuś”. I przypomina klimaty dyskutowanej w ostatnich dniach „mowy nienawiści”. Chyba, że Autor ma na myśli stowarzyszenia niereligijne, czyli świeckie. W komentarzach pod tekstem Jarosa jeden z internautów odpowiedział na mój zarzut, że organizacje niewierzących mogłyby organizować festiwale nauki dla krzewienia swoich wartości. Rzecz w tym, że na ten cel już teraz można odprowadzać 1 proc. podatku. A i stawka jest dwukrotnie wyższa, niż ta przewidziana na związki wyznaniowe.

Ogłaszanie światu, że dobrowolny odpis 0,5 proc. podatku na wskazany związek wyznaniowy jest dyskryminacją ateistów to czysto populistyczny okrzyk. Fakt, że ateista nie odpisze swojego 0,5 proc. wynika przecież z jego własnego, wolnego wyboru. Ma prawo do wyznawania religii. Niekoniecznie katolickiej. Jednak z tego prawa nie korzysta, wybierając ateizm. Nikt też nie zmusza go, do opłacania ze swojego podatku dochodowego jakiegokolwiek Kościoła. Jeśli już chcemy mówić o dyskryminacji, to powiedzmy sobie jasno: Jeżeli ktoś dyskryminuje ateistów, to robią to... sami ateiści.

[Tekst jest polemiką do artykułu Rafała Jarosa opublikowaną na portalu NaTemat.pl]

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister