Rzeź wołyńska z lat 1943-44: dla Polaków - ludobójcza czystka etniczna licząca ponad 100 tys. ofiar, dla Ukraińców - specyficzna wojna AK z UPA, w której wzięła udział ludność cywilna. Spory historyków o Wołyń przedstawia najnowszy numer "Nowej Europy Wschodniej".
W sobotę mija 70. rocznica pierwszej masowej zbrodni popełnionej przez Ukraińską Powstańczą Armię na ludności polskiej. W miejscowości Parośle na Wołyniu 9 lutego 1943 r. z rąk UPA zginęło ok. 150 Polaków.
Badacze z Polski i Ukrainy w różny sposób oceniają tragiczne wydarzenia na Wołyniu i w Galicji Wschodniej z lat 1943-1944 - podaje "Nowa Europa Wschodnia", opisując polsko-ukraiński spór historyków o Wołyń. Dla Polaków tzw. rzeź wołyńska, w której zginęło ok. 100 tys. osób (są też szacunki liczące ok. 120-130 tys. ofiar), to jedno z ważniejszych dwudziestowiecznych doświadczeń narodu. Dla Ukraińców był to jedynie marginalny epizod II wojny światowej.
Polsko-ukraiński konflikt na Wołyniu w czasie II wojny światowej miał charakter wojny - dowodzi Wołodymyr Wiatrowycz, ukraiński historyk i dyrektor Centrum Badań Ruchu Wyzwoleńczego we Lwowie.
W artykule "Szukanie winnego" badacz podkreśla, że głównymi uczestnikami polsko-ukraińskiej wojny była z jednej strony m.in. Armia Krajowa, a z drugiej podziemie ukraińskie wraz z Ukraińską Powstańczą Armią. "Ta wojna była w istocie przedłużeniem walki zbrojnej między Polską i Zachodnioukraińską Republiką Ludową, która zakończyła się w 1919 roku" - pisze Wiatrowycz. Przekonuje przy tym, że w obu "wojnach", tej z lat 1918-1919 oraz z lat 1943-1944, głównym celem walczących stron było ustanowienie własnej kontroli nad spornymi terytoriami.
Ukrainiec nie zgadza się z polskimi historykami, którzy twierdzą, że walka polsko-ukraińska miała charakter wyłącznie etniczno-polityczny. "Nie mniej istotnym jej przejawem był długotrwały konflikt w sferze socjalnej. Ta płaszczyzna ma znacznie głębsze korzenie niż etniczno-polityczne i sięga zamierzchłych czasów sprzed XX wieku, kiedy zostały sformułowane dążenia narodowe Ukraińców" - podaje Wiatrowycz. Dodaje też, że konflikt zaostrzała wielowiekowa kwestia stosunków religijnych prawosławnych Ukraińców i Polaków katolików.
Polsko-ukraińską wojnę z lat 1943-1944 Wiatrowycz charakteryzuje też jako "wiejską" lub wprost jako "żakerię", czyli powstanie chłopskie. "Osobliwością +drugiej wojny+ było to, że była ona konfliktem zbrojnym nie między regularnymi wojskami, a między oddziałami partyzanckimi, zaś aktywny udział brała w nich ludność cywilna, która popierała jedną ze stron albo nie miała jasno określonej orientacji politycznej i wykorzystywała konflikt do rozwiązania własnych nieporozumień" - twierdzi ukraiński badacz. Kwestionuje też istnienie rozporządzenia o masowej likwidacji Polaków sformułowanego przez wyższe kierownictwo podziemia ukraińskiego.
Polski historyk i jeden z czołowych badaczy konfliktu polsko-ukraińskiego prof. Grzegorz Motyka z Instytutu Studiów Politycznych PAN i członek kolegium IPN w polemice z Wiatrowyczem zwraca uwagę, że "użycie określenia +wojna+ bynajmniej nie wyklucza jednoczesnego zastosowania pojęcia +ludobójstwo+". W jego ocenie posługiwanie się przez Wiatrowycza terminem "wojna" wynika z "próby zanegowania zbrodniczości antypolskiej akcji UPA". Zdaniem Motyki nieuprawnione są również twierdzenia o niezorganizowanym charakterze masowych mordów na Polakach.
"Wiatrowycz przekonany o niewinności banderowców nie powinien składać broni: musi tylko odnaleźć +prawdziwych sprawców+. Do tego momentu, cóż, musi wybaczyć polskim naukowcom nadmiar sceptycyzmu. Brak w dokumentach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i UPA pełnej informacji o napadach nie jest dla mnie dowodem na to, że dziesiątki świadków ocalałych z rzezi uległo zbiorowemu złudzeniu" - podkreślił polski badacz w artykule pt. "W krainie uproszczeń".
Odnosząc się do "wiejskiego" charakteru konfliktu, Motyka podaje, że nie są znane przypadki, aby chłopi samodzielnie dopuszczali się masowych mordów. Przeciwnie - jego zdaniem - często można było zaobserwować sytuacje, kiedy to UPA mobilizowała miejscową ludność do napadów na polskie osady. "Wiatrowycz nie wspomina również, że pomimo oficjalnych instrukcji nakazujących zabijanie wyłącznie mężczyzn przebieg akcji UPA w Galicji nierzadko był tak okrutny, że nawet niektórzy nacjonaliści nieśmiało sugerowali, by wstrzymać dalsze napady" - pisze badacz.
Podczas niedawnej dyskusji w Ośrodku Studiów Wschodnich poświęconej sporom o pamięć o Wołyniu polski historyk podkreślił też, że poglądy wyrażane przez Wiatrowycza są obecnie najbardziej powszechne w ukraińskiej historiografii na temat Wołynia. "W mojej ocenie wśród ukraińskich historyków powszechne jest przekonanie, że w czasie II wojny światowej doszło do wojny polsko-ukraińskiej, w trakcie której obie strony popełniały zbrodnie wojenne" - powiedział Motyka.
W "Nowej Europie Wschodniej" można również znaleźć ukraińską próbę zbliżenia polityki historycznej obu krajów w sprawie Wołynia. Historyk i dziennikarz Roman Kabaczij w artykule "Nie bojąc się Wołynia" przywołuje znamienne słowa ukraińskiego działacza społecznego Pawła Zubiuka: "Prawda o historii naszego Wołynia potrzebna jest przede wszystkim nam, a nie Polsce, Rosji czy Watykanowi. To nasza ziemia. I jesteśmy wystarczająco silni, by nie przekręcać jej historii w stylu komuszej propagandy" - podkreśla Zubiuk na portalu "Historyczna Prawda", jednym z niewielu, gdzie odbywają się dyskusje o trudnych polsko-ukraińskich relacjach.