W ciągu pięciu lat liczba narkotykowych przestępstw w podstawówkach i gimnazjach wzrosła dwukrotnie. Eksperci są zgodni: to efekt klimatu jaki wokół trawki stworzyli niektórzy politycy i celebryci.
W szkołach podstawowych i gimnazjach lawinowo rośnie liczba przestępstw narkotykowych – podaje „Rzeczpospolita”. Dziennik przytacza statystyki Komendy Głównej Policji, wedle których w 2008 r. doszło do 432 takich przestępstw, a w 2012 było ich równo 800.
Głównym zagrożeniem są już nie tyle dilerzy, co… uczniowie. Od kiedy w wielu szkołach wprowadzono identyfikatory, systemy monitoringu i ochroniarzy, handlarze prochami mają znacznie utrudniony dostęp do placówek oświatowych. To uczniowie zdobywają narkotyki poza szkołą i rozprowadzają je wśród rówieśników. Ot, takie drugie śniadanie.
Wspomniane statystyki to tylko wierzchołek góry lodowej. Zdaniem policjantów rzeczywista skala przestępstw narkotykowych w szkołach jest znacznie większa. Te ujęte w statystyka często zostały wykryte przypadkiem. Tak jak sprawa 17 latka z Opola, który miał przy sobie gram marihuany ukryty w skarpecie. Wpadł, bo wykrył go pies tropiący podczas policyjnej pogadanki o narkotykach.
Właśnie marihuana jest najpopularniejszym narkotykiem wśród gimnazjalistów. Zdaniem ekspertów popularność „trawki” wynika ze specyficznego klimatu jaki wytworzono wokół narkotyku. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą między innymi celebryci i politycy, promujący pomysły legalizacji marihuany. Szczególnie wyróżnia się tutaj formacja polityczna Janusza Palikota, której parlamentarzyści mocno angażują się w demonstracje takie jak Marsz Wolnych Konopi.
Kilka tygodni temu Polską wstrząsnęła historia nastolatka, który w wigilię Bożego Narodzenia pod wpływem marihuany popełnił samobójstwo. Narkotykowa plaga rozlewa się coraz bardziej wśród najmłodszych Polaków. Potrzebne są szybkie i konkretne działania: stała profilaktyka antynarkotykowa i surowe kary za posiadanie choćby najmniejszej ilości tych środków. Warto zastanowić się także nad pomysłem karania osób publicznie promujących narkotyki. Sensowne jest postawienie pytania czy osoby nawołujące do legalizacji narkotyków, odpowiedzialne za obecny stan rzeczy, powinny sprawować funkcje publiczne? Czy ludzie prowadzący społeczeństwo do autodestrukcji mogą rzeczywiście działać dla dobra państwa? Odpowiedź wydaje się boleśnie prosta.
Wojciech Teister / Rzeczpospolita