Społeczeństwo. Niby zwykły szewc. Niezwykłe jest tylko to, że w ciągu 20 lat sam zreperował i przekazał za darmo potrzebującym 600 par butów.
Naprawia buty prawie codziennie. Często są gotowe już na drugi dzień, wiadomo – fachowiec. Ludzie przychodzą, sprawdzają, płacą i zadowoleni wychodzą. Są jednak i takie buty, po które właściciele nie przychodzą przez tydzień, dwa, przez pół roku. Z czasem szewc wrzuca je do wielkiego, kartonowego pudła na szczycie regału. Tam leżą do grudnia. – Tak sobie ustaliłem – mówi pan Henryk*, właściciel zakładu. – Jak się nikt nie zgłosi do sylwestra, to już nie oddaję – zastrzega. Za to w styczniu zgłaszają się po te buty różni ludzie – z parafialnej Caritas, z ośrodków pomocy społecznej, z domów dziecka. Co roku przychodzą i co roku dostają. Już się do tego przyzwyczaili. Razem z tymi kilkudziesięcioma parami doskonale naprawionego obuwia, pan Henryk ofiarowuje jeszcze swoją darmową pracę. – Ile kosztuje naprawa tylu butów? Czy ja wiem... Jakiś 1000 zł... – mówi, patrząc na stertę przygotowaną do odebrania w tym roku. 1000 zł razy dwadzieścia kilka ostatnich lat – tyle miałby w kieszeni, gdyby właściciele odebrali swoje obuwie. A tak wszystko trafia do tych, którzy nie mogą sobie pozwolić na nowe buty. Ta sytuacja trochę przypomina sprawę sprzed kilku lat: piekarz z Legnicy rozdawał ubogim pieczywo, którego nie sprzedał. Kiedy informacja o darczyńcy dotarła do urzędu skarbowego, kazano piekarzowi zapłacić zaległy od kilku lat podatek od darowizny. Podatek zrujnował filantropa. Dziś dobroduszny piekarz nie ma piekarni, a potrzebujący – darmowego chleba. Pan Henryk wie, że z nim może być podobnie. Mimo to zapewnia, że z pomagania ubogim nie zrezygnuje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Roman Tomczak