Ponowoczesność przedstawia cynizm i ironię jako postawę dorosłą, jako oznakę dojrzałości, wyrośnięcia z dziecięcej niewinności. Historia Bożego Narodzenia mówi nam, że to nieprawda.
24.12.2012 08:00 GOSC.PL
W radiowym kazaniu nadanym przez BBC 25 grudnia 1950 roku ks. Ronald Knox zauważył, że „święta Bożego Narodzenia są tylko wtedy, gdy wysilimy nieco swojego ducha tak, by raz jeszcze wygramolić się po schodach do przedszkola i udawać, że nigdy go nie opuściliśmy”. W moim przypadku, te schody doprowadziły mnie nie do przedszkola, ale do dziecięcego pokoju, który dzieliłem z bratem przy Alei Regester 1 na przedmieściach Baltimore. W świąteczny poranek odkrywaliśmy, co się pojawiło w pokoju w nocy (jak później się dowiedziałem się, to, co tam się znajdowało, zawdzięczaliśmy głównie dziadkowi Weigelowi). Dzień, który następował, był jednym wielkim, niczym niezakłóconym szczęściem. Po ponad półwieku wciąż pamiętam jeszcze ów słodki smutek w noc po Bożym Narodzeniu wywołany przez myśl, że trzeba cały rok czekać na kolejne Święta.
Wezwanie ks. Knoxa do odzyskania niewinności Bożego Narodzenia brzmi dziś jeszcze bardziej prawdziwie niż wtedy, gdy głosił swoje kazanie w BBC. Zachodnia kultura w tamtych czasach miała swoich cyników, ale nie była tak kompletnie unurzana w cynizmie i ironii jak dzisiaj. Te dwie cechy kultury – cynizm i ironia – są poważną przeszkodą w przyjęciu Ewangelii, w konsekwentnym zaprzyjaźnieniu się z Panem Jezusem na całe życie. Ponowoczesność przedstawia cynizm i ironię jako postawę dorosłą, jako oznakę dojrzałości, wyrośnięcia z dziecięcej niewinności. Historia Bożego Narodzenia mówi nam, że to nie prawda.
Ani cynizmu, ani ironii nie ma w postawie Maryi przyjmującej Anioła Gabriela i akceptującej Boże zaproszenie, by stać się Theotokos, „Bożą Rodzicielką”, „Matką Boga”. Można domniemywać, że czuła lęk, z pewnością zdumienie. Ale nie było tam śladu odpowiedzi cynika („Żartujesz sobie ze mnie?”) ani ironisty („Co ja zrobiłam, by zasłużyć na to?”).
Ani cynizmu, ani ironii nie było w postawie pasterzy, którzy „trzymali straż nocną nad swoją trzodą” na polach wokół Betlejem. Tutaj również było niewinne zdziwienie i ukryty akt wiary w boskie, tajemnicze plany. „Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił”. (Łk 2, 8.15).
Można się było spodziewać cynizmu i ironii od Mędrców ze Wschodu. Byli przecież intelektualistami, a cynizm i ironia są znakami rozpoznawczymi członków towarzystw akademickich. Mędrcy byli uczonymi, u których nie znajdziemy ani gorzkiego znużenia światem, ani pasji demitologizacji, ani relatywizmu, ani skupienia się na sobie. Oni jako pierwsi nie-Żydzi rozpoznali to, co ks. Edward Oakes nazwał kiedyś „nieskończonością skurczoną do dziecka”. Szukali, znaleźli i oddali hołd, ignorując przy okazji oszustwa arcycynika i ironisty, Heroda Wielkiego.
Cynizmu i ironii nie znajdziemy także u św. Józefa, nazbyt często pomijanego bohatera historii Bożego Narodzenia. Możemy go sobie wyobrazić jako ojcowskiego mężczyznę, męża kochającego czule swoją żonę. On też odpowiedział z głęboką wiarą na polecenia, które mogłyby wywołać u niektórych reakcję ironiczną, jeśli nie wręcz cyniczną: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1, 20-21); „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić” (Mt 2,13).
Bożonarodzeniowy „powrót do przedszkola” nie jest czymś infantylnym. Oznacza przeżycie zadziwienia Bogiem. Bogiem, który szuka nas w historii.
George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie
Tłum. ks. Tomasz Jaklewicz
George Weigel