Jedną z cech naszych czasów jest rosnąca liczba osób, które nie akceptują własnej płci lub mają trudności w określeniu własnej tożsamości płciowej.
Dominująca obecnie (anty)kultura ponowoczesności dąży do relatywizowania wszystkich aspektów rzeczywistości. Nie tylko neguje ona istnienie obiektywnej prawdy w sferze moralności czy hierarchii wartości, lecz nawet w sferze cielesności, czyli w tej sferze, która dotąd wydawała się domeną nauk szczegółowych, nie podlegającą naciskowi modnych czy politycznie „poprawnych” ideologii. Jednym z przejawów relatywizacji i negowania nawet czegoś tak obiektywnego i oczywistego, jak fakty biologiczne, jest ideologia „gender”, która swoim wyznawcom każe wierzyć w to, że nawet ich płeć to coś subiektywnego, co można dowolnie modyfikować. Zakłada bowiem, że w przeciwieństwie do płci biologicznej (określanej angielskim terminem sex), istnieje tak zwana płeć kulturowa lub społeczna (gender), definiowana przez WHO jako "stworzone przez społeczeństwo role, zachowania, aktywności i atrybuty, jakie dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla mężczyzn i kobiet”. Według tej ideologii każdy człowiek ma prawo decydować o tym, jakiej chce być płci. Może i ma prawo swoją płeć zmieniać - także wielokrotnie - jeśli tylko sam uzna to za stosowne. Może też wybierać między różnymi rodzajami płci, a nie tylko między „tradycyjnym” byciem mężczyzną lub kobietą. Może nawet powstrzymać się od wyboru w tej kwestii i patrzyć na samego siebie jak na kogoś, kto jest wolny od cech, zachowań i uwarunkować związanych z przynależnością do określonej płci.
W świetle ideologii „gender” jest możliwy i zostaje uznany za przejaw normalności transseksualizm, czyli przechodzenie z jednej płci w drugą. Jest to postawa, której bezpośrednia przyczyna tkwi w zaburzeniu identyfikacji płciowej i w odrzucaniu własnej płci. Transseksualizm to konsekwencja dezaprobaty w odniesieniu do własnej płci, która to dezaprobata połączona jest z pragnieniem istnienia i bycia postrzeganym jako osoba innej płci. Klasycznym przejawem transseksualizmu jest kobieta, która pragnie uchodzić za mężczyznę, lub mężczyzna, który pragnie uchodzić za kobietę. Transseksualista pragnie zatem funkcjonować na sposób innej płci niż wskazują na to jego uwarunkowania i cechy biologiczne.
Od strony moralnej transseksualizm nie jest grzechem, lecz przejawem wewnętrznego konfliktu danego człowieka - kobiety czy mężczyzny - z samym sobą. Jest to zwykle konflikt bolesny, gdyż dana osoba, która od strony chromosomalnej (genetycznej), gonadalnej (gruczołów płciowych) oraz od strony fenotypowej (genitalnej) ma określoną płeć, ale emocjonalnie czuje pragnienie, by stać się osobą płci przeciwnej. Dramatyzm tego wewnętrznego konfliktu polega na fakcie, że mężczyzna transseksualny zawsze pozostaje genetycznie i gonadalnie mężczyzną, a kobieta - kobietą. Tak zwana operacja „zmiany płci” w rzeczywistości nie powoduje zmiany płci, a jedynie za pomocą interwencji chirurgicznej i hormonalnej prowadzi do modyfikowania zewnętrznych narządów płciowych i nieco zmienia wygląd cielesny. Nie zmienia natomiast - bo nie jest w stanie zmienić – chromosomalnej i biologicznej struktury płciowej. Najczęściej za pragnieniem zmiany płci kryją się trudności z satysfakcjonującym funkcjonowaniem ze względu na niekorzystny dla danej osoby całokształt jej sytuacji życiowej, a nie ze względu na jej płeć.
Istnieją przypadki osób, których trudności, związane z określeniem własnej tożsamości płciowej, mają podłoże biologiczne, a nie psychospołeczne. Niektóre osoby rodzą się z zaburzeniami biologicznymi w sferze płciowej i w konsekwencji nawet specjaliści w tej dziedzinie mogą mieć trudności w określeniu płci tychże osób. Chodzi tu o przypadki, w których u danej osoby jednocześnie występują po części cechy obydwu płci i żadne z tych cech nie dominują jednoznacznie nad cechami typowymi dla płci przeciwnej. Przykładem może być zespół Klinefeltera (deformacja chromosomalna, która polega na obecności przynajmniej jednego dodatkowego chromosomu X w części lub we wszystkich komórkach organizmu mężczyzny), zespół Turnera (zespół wad wrodzonych, spowodowany całkowitym lub częściowym brakiem jednego z chromosomów X we wszystkich komórkach organizmu lub w pewnej ich części; występuje statystycznie u jednej na 2,5 tyś. urodzonych dziewczynek), a także hermafrodytyzm fenotypiczny (posiadanie fizycznych cech obydwu płci, w tym zarówno męskich, jak i żeńskich narządów płciowych). W tego typu przypadkach problem jest innej natury, gdyż dotyczy głównie sfery biologicznej i wymaga zwykle leczenia, a nie interwencji psychologicznej. Tego typu sytuacja jest wynikiem wad genetycznych i nie podlega ocenie moralnej.
Od strony prawa kanonicznego transseksualizm jest analizowany głównie w kontekście zdolności osoby transseksualnej do zawarcia małżeństwa. Stanowisko Kościoła w tej kwestii zostało przedstawione w piśmie Kongregacji Nauki Wiary (z 28.05.1991 roku) w odpowiedzi na pytanie Niemieckiej Konferencji Biskupów (z 16.04.1991 roku): „Czy możliwe jest dopuszczenie do kanonicznego zawarcia małżeństwa osoby, która poddała się klinicznemu i chirurgicznemu leczeniu, co pociągnęło za sobą zmianę typu genitalnego i to w taki sposób, że odtąd osoba ta posiada cechy płci żeńskiej?” W odpowiedzi na to pytanie Kongregacja Nauki Wiary stwierdziła, że chodzi tu „o osobę, która z biologicznego punktu widzenia należy do jednej płci, a psychicznie czuje się przynależna do innej i po odpowiednim zabiegu medycznym wykazuje jedynie cechy fenotypowe tej drugiej płci. Nie można zatem takiej osoby dopuścić do zawarcia sakramentalnego związku małżeńskiego, ponieważ znaczyłoby to, iż poślubiłaby osobę biologicznie przynależną do tej samej płci”.
W żadnej dziedzinie same skłonności nie podlegają ocenie moralnej, gdyż są one czymś spontanicznym, a nie postawą wybraną dobrowolnie. Nie ma więc konieczności spowiadania się z samego pragnienia, że ktoś ma trudności z akceptacją siebie w swojej płci, czy że odczuwa pragnienie, by zmodyfikować swoją płeć. Inna jest sytuacja wtedy, gdy dana osoba ulega temu pragnieniu i decyduje się na dążenie do zmiany płci za cenę okaleczania własnego organizmu. Za ewentualną odmową rozgrzeszenia kryje się wtedy brak reakcji spowiadającej się osoby na wyjaśnienia ze strony spowiednika, iż zmiana płci nie jest możliwa, gdyż płeć posiada wymiary, których nie zmieni żadna operacja chirurgiczna, ani żadna interwencja hormonalna. Płeć dotyczy przecież całego człowieka, a nie tylko jego ciała. Zadaniem duszpasterzy jest wyjaśnianie osobom o skłonnościach transseksualnych, że za odrzuceniem własnej płci oraz za idealizowaniem życia na sposób drugiej płci, kryją się zwykle inne niż płciowe problemy, z którymi warto się zmierzyć. Najczęściej są to poważne trudności, zranienia czy traumy w relacjach międzyludzkich.
Jeśli osoba transseksualna pragnie żyć zgodnie z Ewangelią, to powinna kierować się chrześcijańskim realizmem, czyli zasadą, że nie da się zmienić własnej płci, gdyż dotyczy ona całego człowieka, a nie tylko jego ciała czy jego zewnętrznych cech płciowych oraz że za pragnieniem, by funkcjonować na sposób innej płci, kryje się niezadowolenie z obecnego sposobu istnienia jako człowieka, a nie jako mężczyzny czy kobiety. Żaden szczęśliwy człowiek nie pomyśli o tym, że chciałaby funkcjonować na sposób innej płci. Postawą, którą Kościół podpowiada osobom o skłonnościach transseksualnych, jest włączenie się w katolickie grupy formacyjne - w zależności od wieku: dla młodzieży lub dla dorosłych – gdyż takie grupy pomagają dojrzale funkcjonować w życiu osobistym i społecznym w oparciu o miłość i odpowiedzialność. Na razie nie powstało oddzielne duszpasterstwo dla osób transseksualnych. Takie osoby mogą zwracać się do diecezjalnych duszpasterzy małżeństw (dane kontaktowe znajdują się na stronach internetowych każdej diecezji). Jeśli duszpasterze ci nie będą w stanie pomóc osobiście, to wskażą odpowiednie poradnie czy specjalistów, którzy mogą udzielić fachowej pomocy w sposób zgodny z zasadami Ewangelii, czyli szukając rozwiązań prawdziwych, a nie rozwiązań łatwych czy modnych.
ks. Marek Dziewiecki