Stan wojenny. Najgorszy był odgłos czołgów jadących ulicami Lublina. Wtedy rzeczywiście rodził się gdzieś w człowieku lęk. Nie wiedzieliśmy, jak to się skończy. Liczyłem się nawet z tym, że mogą nas zastrzelić.
Zima była mroźna. Śnieg przykrywał Lublin, do tego siarczysty mróz. W kraju było niespokojnie. Od listopada przez całą Polskę przelewała się fala studenckich strajków. Był to znak protestu wobec zmian ustawy o szkolnictwie wyższym i mianowania przez władze PRL rektora w Radomiu. Środowiska akademickie były oburzone taką ingerencją w wewnętrzne sprawy uczelni. Lubelscy studenci dołączyli do kolegów z innych miast, rozpoczynając strajk. Zajęcia akademickie zostały zawieszone. Hubert Pietras był wtedy na II roku biologii UMCS. – Dla nas, studentów, ale także dla wielu pracowników naukowych, nie do przyjęcia było zachowanie władz. Do strajku nikt nas nie namawiał. Sami chcieliśmy pokazać, że nie zgadzamy się na takie postępowanie. Paradoksalnie tą decyzją władze zamiast ograniczyć swobodę na uczelniach, wywołały powiew wolności. Nie było normalnych zajęć, ale wykładowcy przygotowywali dla nas wykłady, jakich nie było w programie. Mówili nam o prawdziwej historii Polski, o sprawach, jakie były ukrywane przez władze. Miałem wrażenie, że strajkując, zaczęliśmy jakby głębiej oddychać, poczuliśmy się wolni – mówi Hubert Pietras.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Gieroba