Do co najmniej 500 ofiar śmiertelnych wzrósł tragiczny bilans tajfunu, który 4 grudnia spustoszył południowe regiony Filipin. Blisko 180 tys. ludzi jest bez dachu nad głową. Największe straty odnotowano na wyspie Mindanao.
Czerwony Krzyż, Caritas Filipin i lokalne kościelne organizacje humanitarne apelują o międzynarodową pomoc, bez której kraj nie jest w stanie poradzić sobie z kolejnym kataklizmem. Obecnie najbardziej potrzebne są woda pitna, żywność i lekarstwa. Służby pomocowe przestrzegają, że bilans ofiar może jeszcze wzrosnąć. Tajfun wywołał niespotykane powodzie. Rwąca woda porywała całe rodziny. Oprócz domów zrujnowane są także uprawy, pozrywane mosty i zniszczone drogi. Do wielu odciętych zakątków wyspy Mindanao nie ma jak dotrzeć z pomocą. W szczególnie dramatycznej sytuacji są kobiety i dzieci. Caritas Filipin, która od razu ruszyła z najpilniejszą pomocą, alarmuje, że zachodzi duże niebezpieczeństwo wybuchu epidemii.
„Choć straty są ogromne, to jednak widać, że Filipińczycy coraz bardziej uczą się stawiać czoło takim tragediom. Ofiary śmiertelne są głównie tam, gdzie nie wysłuchano ostrzeżeń i nie opuszczono domów” – mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim ks. Andrzej Sudoł SCJ. Polski sercanin pracuje w mieście Cagayan de Oro, które najbardziej na całym Mindanao ucierpiało w wyniku ubiegłorocznego tajfunu. Tym razem straty są tam najmniejsze. Mniejszy bilans ofiar wiąże się także z tym, że żywioł uderzył w ciągu dnia, a nie, tak jak poprzednio, nocą.
„Tajfun Pablo, który właśnie przeszedł przez Mindanao, był ogłaszany od tygodnia, w przeciwieństwie do tamtego, który był wielkim zaskoczeniem i uderzył w nas w grudniu 2011 r. W konsekwencji zebrał on też dużo krwawsze żniwo. Teraz ludzie byli lepiej przygotowani. Osoby mieszkające w szczególnie niebezpiecznych miejscach zachęcano, by się przeniosły do specjalnie przygotowanych namiotów, hal i pod zadaszenia” – mówi ks. Sudoł, nazywając ten wczesny alarm dmuchaniem na zimne.
„Ludzi zalało, ale nie aż w takim stopniu jak poprzednio. Oczywiście także w Cagayan de Oro są poburzone domy, zniszczone zostały instalacje, ludzie do tej pory nie mają prądu. Potrzeby są wielkie, a ich rozmiar poznamy dopiero za jakiś czas. Wielu ludzi nie może jeszcze wrócić do siebie. Zalane są drogi, wszędzie stoi błoto” – mówi polski misjonarz. Przypomina zarazem, że miasto nie podniosło się jeszcze z kolan po ubiegłorocznym tajfunie. „Jako Kościół bardzo mocno włączyliśmy się w pomoc dla powodzian, którzy wciąż mieszkają w prowizorycznych domach. Budujemy dla nich 600 domów. Pierwszych 50 powinno być gotowych z końcem roku” – uważa ks. Sudoł.
Nad Filipinami każdego roku przechodzi ponad 20 tajfunów. Obecny był 16. w tym roku i zarazem najsilniejszym.