Od zaplecza wygląda jak fabryka z wizji futurystów. Z zewnątrz porasta ją dzikie wino. W środku Opery i Filharmonii Podlaskiej ponad setka dzieci idzie z doktorem Korczakiem na śmierć.
Musical „Korczak” w reżyserii dyrektora Roberto Skolmowskiego to drugi spektakl inaugurujący działalność otwartego 28 września najnowocześniejszego w Polsce gmachu Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Dzieci z sierocińca Starego Doktora ubrane są w stroje w różnych odcieniach szarości, jakby już osiadł na nich proch, w który zmienią się ich ciała spalone w obozie w Treblince. Dzięki dopracowanej, operującej ściszonymi kolorami scenografii Pawła Dobrzyckiego oglądamy historię Korczaka, jakbyśmy przecierali przykurzone zdjęcia, przywołując do życia zatrzymane na nich postacie. Jesteśmy na spektaklu dopołudniowym, a każde z 770 miejsc na widowni jest zajęte. Na koniec brawa na stojąco. Niektórzy są tu drugi raz. – Piosenki z musicalu stały się hitami, nucimy je w szkole bez obciachu, zwłaszcza finałową „Trzeba iść drogą swą” – mówi Darek z V klasy. Bilety na „Korczaka” i „Straszny dwór” wykupiono już do marca przyszłego roku. – Liczymy, że do końca tego roku odwiedzi nas 90 tys. widzów, czyli jedna trzecia mieszkańców Białegostoku – mówi dyr. Skolmowski. Ale widzowie przyjeżdżają z całego regionu, a nawet z zagranicy. Dlatego program teatralny wydrukowano nie tylko po polsku, ale też po litewsku i białorusku. – Publiczność, która chce już dziś wiedzieć, co będzie u nas grane, wymusiła na mnie ustalenie repertuaru aż do czerwca przyszłego roku – informuje dyrektor. – Nie sztuka zrobić jedno dobre przedstawienie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych