Jesteśmy chyba najbardziej usportowionym narodem w Europie. Niemożliwe? Wszyscy przecież ćwiczą biegi. Ciągle kogoś gonimy.
Na szczęście potrafimy grzeszyć. A to Francuzów, którzy jedzą o wiele więcej od nas zdrowego sera owczego. A to Niemców, których średni poziom życia osiągniemy za jakieś 20 lat. Oczywiście jeżeli szybko pobiegniemy. A to Holendrów, którzy – strzelam – w 40 procentach do pracy jeżdżą na rowerze, a w każdym ogródku mają wiatrak wytwarzający prąd. Na mój gust sytuacja staje się niebezpieczna. Jeżeli nic się nie zmieni, to do końca życia będziemy biegać. Zamiast żyć, będziemy gonić. A i przy śmierci może nas czekać przykra wiadomość, gdy rodzina dowie się, że na Zachodzie zmarłych raczej poddaje się kremacji. W poziomie kremacji również nie możemy przecież pozostawać w tyle. Oczywiście jeżeli dogonimy Zachód w spożyciu ryb morskich lub w liczbie pól golfowych, będzie cudownie. Zdecydowanie gorzej, gdyby udało nam się prześcignąć ich w umiejętności niegrzeszenia. Tam potrafią przekroczyć prawo, złamać standardy, nadużyć władzy, nie zmieścić się w regułach demokracji. Ale grzeszyć już nie potrafią. My na szczęście jeszcze potrafimy. Piszę „na szczęście”, bo świadomość grzechu, a więc popełnionego względem Boga zła, jest bezcenną wartością. Ktoś, kto łamie standardy, nigdy nie zwróci się do Boga z prośbą o pomoc (więcej o grzechu na ss. 18–21).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk