Dzieje „Uważam Rze”, czyli kto dla władzy wyjmuje kasztany z ogniska?
28.11.2012 20:21 GOSC.PL
To nie prawda, że w Polsce nie ma wolności słowa. Każdy może sobie mówić co chce, byle w sieci, albo w drugim obiegu. Nie jest także prawdą, że rząd tępi niepokornych dziennikarzy. Robią to za polityków właściciele mediów: zarówno publicznych, jak i prywatnych. Juliusz Braun pogonił prawicowych publicystów, bo ich nie lubi. Edward Miszczak robi telewizję „dla lemingów”, bo tak mu się kalkuluje. Ale Grzegorz Hajdarowicz zabija „Uważam Rze”, choć to flagowy tytuł w jego portfolio. Motywy są zatem różne, ale efekt taki sam.
W poniedziałkowym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Jarosław Gowin wyraził ubolewanie, że tak wielu publicystów zostało wypchniętych z oficjalnego obiegu, bo przez to zradykalizowali się w swoich poglądach. Dialog w polskich mediach zastąpiła walka. Prawda. Można tylko dodać, że jest to świadoma działalność, bo obecny rząd wcale nie jest zainteresowany dialogiem czy „konstruktywną krytyką”. Dla władzy idealną jest sytuacja nadzwyczajna, gdy wszystkim swoim krytykom można złożyć czapki jakobinów. Gdy niepokorni autorzy i świadomi swych poglądów czytelnicy tworzą zbiór zamknięty.
Coraz bliżej nam do takiego stanu. „Uważam Rze” był – mimo swej wyrazistości – tygodnikiem, po który z ciekawości sięgało wielu ludzi o poglądach centrowych i konserwatywnych, dla których „Gazeta Polska” czy „Nasz Dziennik” są zbyt radykalne. Tygodnik niebezpiecznie zahaczał o oficjalny obieg, także przez unię właścicielską z poważną „Rzeczpospolitą”. Problem właśnie został rozwiązany w obu tytułach. Teraz jak w westernie – są tylko indianie i kowboje. A ludzie zamykają się po domach bo boją się strzelaniny. I o to chodzi.
Piotr Legutko