"Rząd nie powinien pilnować tego, kto ma dzieci i z kim" - w Danii rozgorzała debata na temat związków kazirodczych. A co na to genetycy?
Czy są powody, by w XXI wieku karać za związki kazirodcze? - pyta w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" Jacek Pawlicki. Opisuje przy tym przypadek Niklasa i Sofie z Aarhaus w Danii, którzy od lat żyją w takim związku, a niespełna pół roku temu doczekali się syna. Para ma tego samego ojca i różne matki.
Maksymalna kara za kazirodztwo w Danii to sześć lat więzienia. Sprawa Niklasa i Sofie stała się pretekstem dla lewicowej Listy Jedności (Enhedslisten), która rozpętała w duńskim parlamencie debatę na temat karalności związków kazirodczych. "Rząd nie powinien pilnować tego, kto ma dzieci i z kim" - powiedziała dziennikowi "Politiken" Pernille Skipper, posłanka Enhedslisten. Karanie za związki seksualne między nawet najbliższymi krewnymi ocenia jako staroświeckie i groteskowe podejście do spraw seksu i rodziny.
Z kolei Pawlicki w swoim tekście podkreśla, że głównym problemem z dekryminalizacją związków osób blisko spokrewnionych jest sprzeciw Kościoła oraz społeczne i kulturowe tabu. Zaznacza, że w powszechnej opinii takie związki zwiększają prawdopodobieństwo obciążeń genetycznych u potomstwa, nie są one jednak przesądzone.
Opinie tę rozwija dla serwisu Gosc.pl prof. Ewa Bartnik, genetyk z Uniwersytetu Warszawskiego - "Związki osób blisko spokrewnionych są objęte ogromnym tabu. Jednak ono z czegoś wynika. Takie relacje były znane w historii, kazirodztwo zdarzało się m.in. u faraonów czy w lżejszej wersji wśród Habsburgów. Z obserwacji takich związków wynika, że przy bliskim pokrewieństwie ryzyko zachorowania na ciężkie choroby genetyczne jest znacznie większe. I ludzie to widzieli. Potwierdza to również genetyka. Nie oznacza to, że każde dziecko w związku kazirodczym musi być chore. Na wykładach pokazuję studentom slajd przedstawiający jedną z bardzo rzadkich chorób genetycznych. Ponad 20 proc. zachorowań na tą chorobę dotyczy dzieci ze związków krewniaczych. Inny przykład to mukowiscydoza, która jest bardzo ciężką chorobą genetyczną. Nosicielem genu tej choroby jest co 20 Europejczyk. I samo nosicielstwo nie jest groźne. Związek kazirodczy jednak znacznie zwiększa ryzyko zachorowania jeżeli w ramach rodziny występuje wadliwy gen".
Jak na razie, pomimo że środowiska lewicowe rozpoczęły kampanię na rzecz dekryminalizacji kazirodztwa, pomysł nie ma w Danii społecznego przyzwolenia. I nie wynika to jedynie z kontekstu kulturowego, ani "widzimisię" Kościoła. Kazirodztwo niesie ze sobą poważne ryzyko. A ewentualne konsekwencje genetyczne dotkną nie rodziców, ale ich dzieci. I co wtedy? Aborcja?
Wojciech Teister / GW