Przynajmniej w pewnym duńskim miasteczku...
14.11.2012 14:31 GOSC.PL
Dania. Niewielkie miasteczko Kokkedal. Miejscy radni podjęli niedawno decyzję, że w tym roku miejskiego rynku nie ozdobi bożonarodzeniowa choinka. Powód? Kryzys ekonomiczny. Koszt choinki z oświetleniem to jakieś 6 tys. koron. Czyli około 4 tys. zł. A dla budżetu Kokkedal to zbyt duże obciążenie. Wiadomo, oszczędzać musi każdy. Miasto również.
Skandal wybuchł dopiero wtedy, gdy dziennikarze odkryli, że większość radnych to muzułmanie, którzy całkiem niedawno wydali z publicznej kasy aż 60 tys. koron na miejskie obchody muzułmańskiego święta ofiarowania. Czyli dziesięć razy więcej niż koszt choinki, która "była za droga"! Konflikt w Kokkedal zaostrzył napad na dziennikarzy telewizji TV2 News. Reporterzy chcieli nakręcić materiał o muzułmańskiej dominacji w mieście, ale zostali napadnięci przez zamaskowanych bandytów.
Być może choinkowa afera dotyczy jedynie niewielkiej, skandynawskiej mieściny. Być może kwota, której poskąpiono chrześcijanom to marne 4 tys. zł. A jednak przypadek Kokkedal urasta do rangi symbolu. Bo jeszcze parę lat temu tych, którzy straszyli, że muzułmanie zdobędą Europę dzięki jej otwartości wyzywano od oszołomów. Zarzucano im ksenofobię i... faszyzm. Dziś okazuje się, że mieli rację. Już dochodzi do rugowania nie tylko chrześcijaństwa, ale szeroko rozumianej kultury europejskiej w niektórych miejscach Europy Zachodniej. Duńska choinka pokazuje fakty, nie irracjonalne obawy prawicowych oszołomów.
Zachód zastanawia się jak poradzić sobie z ogromną falą imigrantów. Tymczasem to tylko jedna strona medalu. Imigracja w Europie zawsze istniała. Znacznie poważniejszym zmartwieniem powinna być zapaść kultury europejskiej. Wartości, na jakich przez setki lat opierała się cywilizacja Zachodu są dziś rugowane z systemów prawnych poszczególnych państw i moralnej świadomości społeczeństw. Trybunały i sądy promują cywilizację śmierci, czego przykładem jest niedawny wyrok w sprawie "Agaty" lub wcześniejszy dotyczących Alicji Tysiąc., które padły w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Promowany w mediach i szkołach hedonizm i relatywizm oducza kolejne pokolenia Europejczyków odpowiedzialności za coś więcej niż własną wygodę. Trudno się dziwić, że w takiej sytuacji prężnie rozwijające się i zdyscyplinowane społeczności islamskie, zamiast przyjmować kulturę europejską, narzucają coraz śmielej swoja wizje świata. Świata - dodajmy - który z tolerancją ma niewiele wspólnego.
Sytuacja jest rozpaczliwa. Przykładem desperackich kroków ratowania dziedzictwa Zachodu są skrajne ruchy narodowościowe, które postulują powrót do społeczeństw zamkniętych, niekiedy podsycając nienawiść do tych, co myślą i wierzą inaczej. Z drugiej strony mamy dominujące we współczesnej Europie środowiska lewicowe, których program społeczno-moralny można zawrzeć w Owsiakowym okrzyku "róbta co chceta" z dopiskiem "byle nie po chrześcijańsku". Ze świeczką szukać działaczy, którzy mają sensowną wizje odbudowy silnej Europy. Bo dzisiejsza, ta unijna, silna z całą pewnością nie jest. Ani kulturowo, ani ekonomicznie, ani nawet militarnie.
Pytanie, które nasuwa się samo brzmi: kiedy i czy w ogóle się obudzimy. I nie chodzi o promocje marszu jakiejś konkretnej partii czy rozgłośni radiowej. Tutaj chodzi o coś znacznie większego. O wspaniałą cywilizację Zachodu. Zapomniane dziedzictwo Europy, która dziś niestety przypomina zalewaną przez wody oceanu Atlantydę. Wizję Europy, która nie musi obawiać się islamu i może żyć z muzułmanami, bo jest silna i ma własną tożsamość. Tożsamość, która opiera się na antyku i chrześcijaństwie. Czy się to komu podoba, czy nie.
A może jest już za późno?
Wojciech Teister