Marsz „Razem dla Niepodległej” pokazał, że partia rządząca stara się zagospodarować całą scenę polityczną, nie zostawiając miejsca dla opozycji.
13.11.2012 11:08 GOSC.PL
- Ja nie jestem z tradycji np. narodowej demokracji, tylko raczej od marszałka Piłsudskiego – powiedział w radiowej „Jedynce” przed 11 listopada Bronisław Komorowski. Na szczęście na razie nie było jeszcze wyborów brzeskich a Bereza Kartuska znajduje się na terenie Białorusi (podobnie, jak twierdza brzeska), ale wąsy już są. I próby stworzenia Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem.
Już raz próbowano odtwarzać BBWR – jako Bezpartyjny Blok Wspierania Reform, polityczne zaplecze prezydenta Lecha Wałęsy, które w 1993 roku wprowadziło do sejmu raptem 16 posłów i szybko rozpadło się na mniejsze ugrupowania. W tym przypadku historia powtórzyła się jako farsa. Platforma Obywatelska nie chce powtórzyć błędu poprzedników, ale ideę BBWR jak najbardziej.
Przedwojenny pomysł Józefa Piłsudskiego był genialny: po kilku latach „sejmokracji” zakończonej przewrotem majowym postanowił zaprowadzić w Polsce „sanację” – rządy jedności, choć niekoniecznie miłości. W tym celu zgromadził wokół siebie ludzi o różnych poglądach: w pierwszym okresie towarzyszy broni z Legionów, ale także towarzyszy partyjnych z Polskiej Partii Socjalistycznej, która po pewnym czasie zdystansowała się do Marszałka. Z biegiem lat Piłsudski dorobił się dzięki działalności rozłamowej w innych partiach swoich socjalistów, syndykalistów, socliberałów, konserwatystów, ludowców, a nawet narodowców. Trzon jego obozu stanowili oczywiście głównie „pułkownicy”, czyli starzy współpracownicy Naczelnika. To pozwoliło BBWR przez długi czas nie tylko sprawować władzę – bo tę sprawowałby także dzięki fałszerstwom i prześladowaniu opozycji – ale także sprawiać wrażenie partii jedności.
Platforma Obywatelska swój BBWR tworzy od dawna. Tuż przed wyborami niemal codziennie media informowały o sensacyjnych transferach na listy PO. Z poparcia tej partii do parlamentu dostali się i zdeklarowany narodowy konserwatysta Jan Filip Libicki i niegdysiejszy radykalny lewicowiec, socjalista Józef Pinior; bohater „Solidarności” Antoni Mężydło i postkomunista Witold Gintowt-Dziewałtowski; konserwatysta Jarosław Gowin i feministka Agnieszka Kozłowska-Rajewicz. Rolę „pułkowników” grają byli politycy Unii Wolności, tacy jak Grzegorz Schetyna czy Ewa Kopacz, a wśród współpracowników prezydenta, Henryk Wujec i Jan Lityński. PO dorobiła się również „swoich” narodowców. W marszu „Razem dla Niepodległej” w jednym szeregu, obok byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka szedł niegdysiejszy lider polskich eurosceptyków, Roman Giertych, a niedaleko Ryszarda Kalisza były członek Narodowego Odrodzenia Polski Michał Kamiński, który wsławił się m.in. odwiedzeniem w Londynie gen. Augusto Pinocheta.
Oczywiście trudno sobie wyobrazić, aby narodowcy, konserwatyści czy socjaliści mieli w PO cokolwiek do powiedzenia. Narodowcy będą musieli łyknąć pakt fiskalny, tak jak były członek PPS-Rewolucji Demokratycznej bez mrugnięcia okiem zagłosował za podwyższeniem wieku emerytalnego. Jak pokazało doświadczenie ze zmianą prawa antyaborcyjnego, konserwatyści mają prawo jedynie nie popełnić błędu w postaci głosowania w zgodzie z własnym sumieniem. Wiara w to, że obecny obóz władzy będzie rządzić wiecznie, może zmieniać u uzależnionych od polityki sposób patrzenia na rzeczywistość. Pytanie, czy Roman Giertych i Michał Kamiński to jeszcze Związek Młodych Narodowców, czy już „czwarta brygada”, pozostawię bez odpowiedzi.
Stefan Sękowski