Samotność, stres, pycha, bierność - to przyczyny alkoholizmu wśród księży. O problemie uzależnień duchownych mówi w wywiadzie dla KAI ks. infułat Jan Sikorski, ojciec duchowny kapłanów archidiecezji warszawskiej.
- To jest tak, jak z każdym grzesznikiem. Jeśli trwa w grzechu, sam siebie „wyautowuje” ze swojej funkcji i ze środowiska. Natomiast jeśli jest pokutnikiem, zawsze ma szansę powrotu – wobec Pana Boga i Kościoła. W przypadku biskupa, czy znanego księdza, jego cnoty są rzadko dostrzegane, natomiast jakiekolwiek upadki bywają wyolbrzymiane, dlatego też "powrót" bywa trudniejszy i zajmuje więcej czasu. W takich sytuacjach księża odbywają jakąś kwarantannę, by dojść do siebie. I wielu to się udaje.
U mnie w parafii był ksiądz, alkoholik niepijący od 20 lat i bardzo był w naszej wspólnocie pożyteczny. Nie ukrywał swojej przeszłości, mówił że można wyjść z nałogu. Odsyłałem do niego ludzi z problemem alkoholowym i on im pomagał, albo ludzie sami się do niego zgłaszali. Zaakceptowali i docenili księdza, który dał sobie radę z własną słabością.
Trzeba mieć dużo odwagi, aby się do tego przyznać.
- Tak jak w tym bolesnym przypadku, który się wydarzył ostatnio w naszej archidiecezji. Ksiądz Biskup zaimponował nam swoim oświadczeniem, bardzo mądrym, odważnym – sprawy nie tuszował, przeprosił za zgorszenie i podjął stosowną pokutę. Wydaje mi się, że jest przykładem człowieka, który uległ słabości, ale który nie stracił godności osobistej - człowieczej i kapłańskiej. Myślę, że po oczyszczeniu droga do normalnej pracy pozostaje dla niego otwarta.
Słychać głosy, że to wina Kościoła, bo nie zareagował w odpowiednim czasie na ten problem.
- To kwestia spadku czujności z powodu lawiny fałszywych posądzeń, jakie spadają na duchownych. O księżach opowiada się niestworzone historie, a plotki w 90 procentach okazują się fałszywe. Stąd trudno nieraz uwierzyć, że coś niepokojącego naprawdę miało miejsce. Ja sam z reguły nie wierzę w różne "rewelacje", dopóki ich nie sprawdzę, a to zajmuje dużo czasu i bywa trudne, zwłaszcza jeśli dotyczy hierarchy. O słabości księdza biskupa dowiedziałem się dość późno.
Może ten przypadek, o którym się głośno teraz mówi, jest „szczęśliwą winą”, aby być bardziej czujnym, nie przymykać oczu na zgorszenie, szybciej i zdecydowanie reagować, nie bać się głośno o tym mówić?
- I dokładnie sprawdzać, gdy pojawią się jakieś sygnały. Jest to wielkie zadanie dla ludzi świeckich, którzy mówią do swego księdza „ojcze”, żeby traktowali go jak odpowiedzialne dzieci. A dzieci, zwłaszcza dorosłe, mają prawo upomnieć, zwrócić uwagę, zatroszczyć się, modlić się za swoich rodziców. Taką samą postawę powinni mieć w przypadku księdza. To jest ostrzeżenie i zarazem apel do wiernych: aby byli bardziej synowscy wobec swoich ojców duchownych - księży i żeby też o nich się troszczyli i za nich się modlili.
A jak Ksiądz, który przeżył ponad pół wieku w kapłaństwie, ustrzegł się przed tą pokusą?
- Bardzo się pilnowałem. Gdybym powiedział w jakimś domu, że chętnie wypiję kieliszek wódki, to zapewne na tym jednym by się nie skończyło. Nie jestem stuprocentowym abstynentem, ale od samego początku kapłaństwa zawsze odmawiałem, bo wiedziałem, że zgoda w jednym miejscu spowoduje lawinę nagabywań: "z tamtym ksiądz wypił, a ze mną nie"?
I tu mam apel do wiernych. Niech też sobie powiedzą: ja z księdzem pić nie będę, choć miałbym ochotę.
Ale są i takie postawy wśród wiernych: wiemy, że nasz ksiądz pije, ale jest dobry, mówi porządne kazania, więc zostawimy go w spokoju.
- Wynika to z tego, że ludzie sami mają podobne grzechy na sumieniu, więc z pobłażaniem patrzą na słabości duszpasterzy. Jest to fałszywa delikatność. Myślę, że w tym głośnym przypadku jest – jeszcze raz wrócę do tego pojęcia: „szczęśliwa wina” - żeby na problem alkoholizmu księży spojrzeć rozsądniej i bardziej surowo. Bo jednak ojcostwo kapłana jest nie tylko radosne i piękne, ale bardzo mocno zobowiązuje.