Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska.J 2,16
Niedzielna Msza. Jestem z rodziną. Zbliża się kolekta. Dyskretnie zaglądam do portfela. Uświadamiam sobie, że wczoraj w sklepie pozbyłem się wszystkich drobnych. Same banknoty. Tyle nie wrzucę – pomyślałem. Obok przechodzi ministrant z koszykiem. Stoję jak słup soli. Wieczorem (nie mniej rodzinnie) idziemy do kina. Kilka biletów, cola, popcorn. Lekką ręką oddaję 150 zł. Jaka jest różnica między seansem w kinie a Mszą św.? Kino bombarduje zmysły. Można się napatrzeć, nasłuchać i naprzeżywać. Tylko że tutaj wszystko jest jedną wielką fikcją. A Msza? Bywa, że ucho więdnie i oka nie ma na czym zawiesić. I mimo że trudno w to uwierzyć, wszystko dzieje się NAPRAWDĘ. Gdyby cud Eucharystii był dla naszych zmysłów choć trochę dostępny, multipleksy świeciłyby pustkami. A tak, zamiast dziękować za Mszę, kombinuję, żeby na niej jak najmniej stracić. Jak na targowisku. Znam przynajmniej jedną osobę, której należy się lanie Jezusowym biczem ze sznurków. Siebie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Adam Szewczyk