Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć... i więcej nic... C. K. Norwid
Chrześcijaństwo jest zawsze wcielone – jak jego mistrz, Jezus Chrystus. Nie ma innego. Jezus nie był człowiekiem znikąd, człowiekiem „jako takim”. Był Żydem z Betlejem i Nazaretu. Dlatego chrześcijaństwo nigdy nie jest abstrakcyjne, ale inkarnowane: w żywego człowieka, w tę, a nie w inną rodzinę, w konkretną ziemię, w naród. A prawdziwie się wcielając, prawdziwie wyzwala: z egotyzmu, ksenofobii, rasizmu, nacjonalizmu. Nigdy nie prowadzi jednak w stronę internacjonalizmu (pseudowięzi za cenę wykorzenienia i klasowych nienawiści), lecz w stronę braterstwa. Hymnem chrześcijaństwa nie jest Międzynarodówka, lecz Te Deum laudamus. Jesteśmy wszyscy braćmi nie dzięki „wyzwolicielom”, takim jak Lenin, Hitler, Napoleon czy Robespierre, ale ponieważ mamy Ojca w niebie. Internacjonalizm ma innych rodziców: matkami są mu rewolucje, ojcami – ideolodzy. Dlatego patriotyzm i chrześcijaństwo są sobie pokrewne. W obu chodzi o miłość. „Czy jest gdzie wielki naród, któremu bogowie byliby tak bliscy, jak bliski jest nam Pan, Bóg nasz, gdy Go wzywamy?” – czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa (4,7). I każdy naród na ziemi ma prawo te słowa powtórzyć za Izraelem, wyrzekając się bożków, wzywając prawdziwego Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik