Dziesięć lat mija we wtorek od dnia, gdy moskiewski teatr na Dubrowce zaatakowało czeczeńskie komando, biorąc ponad 900 zakładników. Trzy dni później rosyjskie siły specjalne odbiły gmach, używając gazu bojowego, który zabił 130 zakładników.
Tragedia w teatrze na Dubrowce rozpoczęła się 23 października wieczorem, gdy uzbrojony odział dowodzony przez Mowsara Barajewa zajął budynek teatru. W rękach terrorystów znalazło się ponad 900 zakładników - na pełnej sali grano popularny musical "Nord-Ost". Napastnicy żądali natychmiastowego wycofania wojsk rosyjskich z Czeczenii.
Okupacja teatru trwała 57 godzin. 26 października nad ranem siły rosyjskie przypuściły szturm. Użyły przy tym gazu, który natychmiast uśpił zarówno napastników, jak i ich ofiary. Czeczenów dobijano strzałem w głowę, zabijając wszystkich, w tym Barajewa. Później okazało się, że na skutek użycia gazu zginęło także - według danych oficjalnych - 130 zakładników. Blisko 800 zostało uwolnionych.
W czasie akcji sił specjalnych panował chaos. Karetki pogotowia miały problemy z dojazdem na miejsce zdarzenia. Oszołomionych gazem ludzi ładowano do autobusów i rozwożono po szpitalach. Wielu zakładników zmarło w szpitalach.
Do zorganizowania ataku na teatr przyznał się czeczeński dowódca polowy Szamil Basajew, który w lipcu 2006 roku zginął w Inguszetii, republice sąsiadującej z Czeczenią. Atak potępił formalny przywódca czeczeńskich rebeliantów Asłan Maschadow.
Blisko dwa lata po ataku na teatr na Dubrowce nastąpił kolejny, jeszcze tragiczniejszy akt terroryzmu, do którego również przyznał się Basajew - atak na szkołę w Biesłanie w Osetii Północnej. 1 września 2004 roku czeczeńscy rebelianci, także domagający się wycofania wojsk federalnych z Czeczenii, zajęli szkołę, biorąc ponad 1100 zakładników, głównie dzieci, które uczestniczyły w rozpoczęciu roku szkolnego.
Również w tym przypadku siły specjalne zajęły budynek szturmem. Podczas operacji zginęły 334 osoby, w tym 186 dzieci.
Dziś - jak napisała w poniedziałek opozycyjna "Nowaja Gazieta" - w sprawie ataku na teatr na Dubrowce wciąż są dwie wielkie niewiadome: skład gazu użytego podczas szturmu oraz skład osobowy sztabu, który zajmował się operacją uwalniania zakładników.
Przez następne lata bliscy ofiar domagali się skutecznego śledztwa w sprawie ataku oraz wyjaśnienia wszystkich okoliczności szturmu sił specjalnych. Zakładnicy, którzy ocaleli z ataku, oraz bliscy tych, którzy zginęli, założyli organizację społeczną Nord Ost, która domaga się tych wyjaśnień na drodze prawnej.
Już w 2003 roku skarga na władze Rosji w imieniu 64 osób - zakładników i bliskich ofiar - trafiła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz) w Strasburgu. Skarżący wskazywali, że podczas operacji zginęło tak wielu zakładników, bo władze działały w sposób nieudolny, użyły siły w nieuzasadnionym stopniu i nie udzieliły na czas pomocy medycznej uwalnianym.
W grudniu 2011 roku ETPCz orzekł, że Rosja naruszyła artykuł 2 - dotyczący prawa do życia - Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych swobód. Uznając szturm na zajęty przez terrorystów teatr za uzasadniony, trybunał wezwał władze rosyjskie, by przedstawiły "przekonujące wyjaśnienie przyczyn śmierci zakładników i ustaliły stopień odpowiedzialności osób urzędowych za ich śmierć". Nakazał też wypłacenie poszkodowanym kwot od ok. 9 tys. do 66 tys. euro.
Wiosną br. wyrok trybunału stał się prawomocny.
Przypominając w poniedziałek o 10. rocznicy tragedii w teatrze na Dubrowce, "Nowaja Gazieta" ocenia, że i wtedy, i dwa lata później w Biesłanie "struktury siłowe niezależnie od cywilnych planowały siłowe rozwiązanie problemu". Wskazuje: "Szczegółów operacji ratunkowej nie opracowywano w ogóle, bo leżały one w gestii osób cywilnych, a szczegóły działań siłowych ukrywano przed tymi samymi osobami cywilnymi do ostatniej chwili".
"W ten sposób o życiu zakładników decydowała rosyjska ruletka - przeżył ten, kto miał więcej szczęścia" - podsumowuje opozycyjna gazeta.