Po blisko 40 latach spędzonych na misjach ks. Józef Knapczyk wrócił, by emeryturę spędzić w jednej z podświdnickich wiosek. Z pasją opowiada, co widział i czego doświadczył.
Święcenia kapłańskie przyjął w 1972 roku w Kalwarii Zebrzydowskiej w zakonie franciszkanów (bernardynów). Dwa lata później z grupą 8 braci wyjechał do Zairu w Afryce (obecnie Kongo). Mieli oni wymienić na placówce belgijskich misjonarzy, którzy byli już w podeszłym wieku. – Siedzibę mieliśmy w Kinkondja i obsługiwaliśmy 70 wiosek – opowiada ks. Józef Knapczyk. – To była niełatwa praca, cały czas w podróży od wioski do wioski. W 1981 r. zostałem przełożonym misji w Kaniama. Wtedy zająłem się już pracą parafialną. Miałem do pomocy seminarzystów i dwóch kapłanów: Polaka oraz miejscowego.Po pięciu latach wrócił do Polski. Jednak sentyment do Afryki nie dawał mu spokoju i w 1987 r. znowu wyjechał do Konga. Przyszedł w końcu czas, że musiał zdecydować, czy zostaje na stałe w Afryce, czy spróbuje jeszcze czegoś nowego. Spróbował. Pojechał do Belgii. To było doświadczenie diametralnie innych misji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mirosław Jarosz