Pewnego dnia, od którego co prawda minęło już sporo czasu, odbyła się niezwykła według mnie rozmowa w gronie najbliższych pracowników. Rozmowa i poglądy, które niektórzy podczas niej wygłaszali, nie dają mi spokoju, ponieważ zauważam, że w społeczeństwie polskim jest wiele osób, które je podzielają, a co więcej, głęboko w nie wierzą.
Rzadko się zdarzały nam rozmowy na temat wiary i poglądów z wiarą związanych, ale z racji tego, że miałem zostać niebawem świeżo upieczonym tatą, temat sam nas zaprowadził na głębsze wody i... tu doznałem swoistego szoku, bo ludzie wykształceni, świadomi wydawać by się mogło istoty rodzicielstwa, bo sami przecież rodzicami już byli, okazali się totalnymi ignorantami. Jedna z koleżanek, której córka miała bodajże trzylatka, stwierdziła, że nie wychowuje swojego dziecka w wierze Kościoła katolickiego, bo nie zgadza się z wieloma poglądami wygłaszanymi przez Kościół, nie ma zaufania do księży i ogólnie według niej Biblia trochę mija się z prawdą. A co za tym idzie, postanowiła, że skoro sama nie wierzy, to nie będzie przekonywać do tego dziecka, w związku z czym ta rodzina nie uczęszcza do kościoła, nie przyjmuje księdza „po kolędzie”, nie integruje się ze swoją parafią. Zabolało mnie to, bo wydaje mi się, że koleżanka zdecydowanie zapomina, że Kościół to nie mury i księża, ale wszyscy, którzy z wiarą i otwartym sercem przychodzą na Mszę Świętą, to ludzie wierzący tworzą Kościół. Pomyślałem sobie wtedy, że skoro nie wierzy w Kościół to straciła całkowicie wiarę w drugiego człowieka, a takie życie bez wiary w ludzi i w przeświadczeniu, że pieniądze są najważniejsze, to nie życie lecz egzystencja.
Idąc za ciosem postanowiłem zapytać: Czy brałaś ślub kościelny czy cywilny?
– Kościelny – odpowiedziała.
– A czy Twoje dziecko jest ochrzczone w kościele katolickim?
– Tak – padło z jej ust.
Postanowiłem więc zapytać, po co tej rodzinie był ślub kościelny i chrzest dziecka, skoro teraz nie praktykują i nie uczą dziecka wiary w Boga, bo przecież na chrzcie stwierdzili na pewno, że są świadomi wszystkiego, o co ksiądz ich pyta. Powiedziała mi, że wszyscy tak robią, więc i oni tak zrobili, nie chcieli, żeby ludzie szeptali za ich plecami, że ich dziecko nie zostało ochrzczone.
Marność – pomyślałem. Skoro nie wierzycie w Boga i nie postępujecie zgodnie z przykazaniem „Dzień święty święcić”, to czy nie jest wyrazem egoizmu, braku dojrzałości ludzkiej i zaprzeczaniu samemu sobie to, co robicie?
Odparła, że nie, z miną taką, że, nie ukrywam, mogła wystraszyć. Dodała jeszcze, że to nie moja sprawa i nie powinienem jej osądzać (czego przecież nie zrobiłem), a jej dziecko, jak dorośnie i będzie pełnoletnie, to samo wybierze sobie wiarę, którą będzie chciało wyznawać.
Kolejny szok. Jak ktoś, kto przez kilkanaście lat nie był wychowywany w żadnej wierze, mimo iż rodzice zobowiązali się przed Bogiem do wychowywania w wierze katolickiej, może pewnego dnia, słysząc słowa „A teraz, moja córko, jesteś dorosła więc możesz sobie wybrać wiarę”, dokonać jakiegokolwiek wyboru? W mojej ocenie człowiek dorastający bez Boga i bez obcowania z Nim może mieć ogromne trudności z wyborem odpowiedniej ścieżki.
Nie chciałem zadawać już pytania o to, czy koleżanka łaskawie wyśle córkę do „Pierwszej Komunii” bo i tak atmosfera zgęstniała do granic możliwości, a jakakolwiek merytoryczna dyskusja z kimś tak nastawionym nie miała dalszego sensu. Podejrzewam, że dla „spokojnego sumienia rodziców” dziecko przystąpi do Komunii, bo przecież co ludzie powiedzą.
Patryk Mazurkiewicz