Przez szwajcarski Zurych przeszła demonstracja obrońców życia ludzkiego. Tak jak w roku poprzednim, był ona nieustannie zakłócana gwizdaniem, trąbieniem, wyrywaniem niesionych banerów, opluwaniem uczestników i pokazywaniem wulgarnych znaków przez grupy anarchistów.
W sobotę 15 września odbył się po raz trzeci Marsz Dla Życia w Zurychu. Ta jedyna w Szwajcarii manifestacja obrońców życia zgromadziła ok. 3 tysiące uczestników. Hasłem tegorocznego Marszu były słowa: „Brakuje 100 tysięcy dzieci”. Tyle bowiem dzieci zginęło w wyniku aborcji od czasu jej legalizacji w 2002 r.
Przed marszem kobiety, które dokonały aborcji swych dzieci, dawały świadectwo zgubnych skutków tego czynu. Wypowiadała się także położna, która odmówiła asystowania przy aborcjach i została zwolniona ze szpitala. Dyrektor szpitala w Einsiedeln opowiadał o inicjatywie „okien życia”. Dr Daniel Regli – organizator marszu w Zurychu, podkreślał, że każde nowe życie jest darem i dziełem Boga, któremu aborcja zaprzepaszcza rozwój i przyszłość.
Środowisko pro-life w Szwajcarii przyjęło taktykę małych kroków. Wspominano, też o inicjatywie obrońców życia, którzy chcą, aby uznano, że uśmiercenie nienarodzonego dziecka nie powinno być objęte podstawowym ubezpieczeniem zdrowotnym. Ubezpieczenie medyczne powinno obejmować ochronę zdrowia i życia, a nie jego niszczenie.
Marsz wyruszył ulicami z centralnego placu Muensterhof w centrum Zurychu. Niestety, tak jak w roku poprzednim, był on nieustannie zakłócany gwizdaniem, trąbieniem, wyrywaniem niesionych banerów, opluwaniem uczestników i pokazywaniem wulgarnych znaków przez grupy anarchistów. Uczestników marszu ochraniały uzbrojone oddziały policji, które musiały kilkakrotnie interweniować, gdy anarchiści próbowali wyrywać krzyże uczestnikom przemarszu.
Jacek Kotula