Masakry nie powstrzymają świadectwa o miłości Boga - uważa kard. Peter Kodwo Turkson, przewodniczący Papieskiej Rady „Iustitia et Pax”.
W wywiadzie dla noszącego jutrzejszą datę „L’Osservatore Romano” watykański hierarcha mówi m. in. o przemocy w stosunku do chrześcijan w pewnych częściach świata, jakie motywacje stoją za przemocą wobec wyznawców Chrystusa, czy jest możliwe przywrócenie sprawiedliwości i pokoju przez uznanie wolności religijnej wszystkich. Poniżej przytaczamy za edycją polską watykańskiego dziennika streszczenie wywiadu z kardynałem. Jest on także dostępny w internecie pod adresem: http://www.osservatoreromano.va
Dlaczego jest tyle przemocy w stosunku do chrześcijan w pewnych częściach świata? Czy to możliwe, że motywacje są jedynie natury ideologicznej? Czy też uważa się, że chrześcijan trzeba zmusić do milczenia, bowiem ich głos sprzeciwia się kierunkom, jakie obrała, jak się wydaje, ludzkość? Lub może są oni bezbronną wspólnotą, którą łatwo można zaatakować, nie ponosząc wielkiego ryzyka, aby zapanować na scenie świata, siejąc terror polityczny? Czy jest możliwe przywrócenie sprawiedliwości i pokoju przez uznanie wolności religijnej wszystkich? I jak można osiągnąć cele globalnej sprawiedliwości, stosując naprawdę etyczne rozwiązania w obliczu kryzysu, który gnębi świat? Jednym słowem, na ile aktualne są słowa: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój”, zaproponowane przez Papieża na obchody Światowego Dnia Pokoju w 2013 r.?
Pytania te powracają regularnie, kiedy nadchodzące ze świata wiadomości – ostatnia w porządku chronologicznym jest z poniedziałku wieczorem, 6 sierpnia, mówiąca o ok. 20 ofiarach śmiertelnych, w wyniku kolejnego zamachu na kościół chrześcijański w Nigerii – wydłużają listę tych, którzy ponieśli śmierć z powodu swojej wiary, i ukazują szczególną aktualność nieustannych apeli Papieża o pokój. Staraliśmy się uzyskać parę odpowiedzi w wywiadzie z kard. Peterem Kodwo Appiahem Turksonem, przewodniczącym Papieskiej Rady „Iustitia et Pax”, z którym rozmawialiśmy o trudnościach, jakie przeżywają w obecnych czasach chrześcijanie w różnych częściach świata. Kardynał – zastrzegłszy się, że nie chce wchodzić w meritum tego, co będzie treścią orędzia Papieża na Światowy Dzień Pokoju 2013 r., i że pragnie wyrazić osobiste przemyślenia, które dojrzewały w czasie długotrwałego doświadczenie pracy duszpasterskiej w trudnych warunkach – dał parę wskazówek do interpretacji aktualnej sytuacji.
Chrześcijanie na świecie są coraz częściej przedmiotem przemocy, jeśli nie wręcz prześladowania; czy to możliwe, że za tymi epizodami kryją się pobudki tylko religijne, czy też przyczyn należy dopatrywać się w fakcie, że w niektórych krajach chrześcijanie są bezbronnym celem, a zatem łatwiej ich dosięgnąć, a masakry stają się narzędziem nacisku, służącym do innych celów?
Jest w tym coś z prawdy. W bardzo wielu sytuacjach chrześcijanie są przedmiotem przemocy, niekiedy fizycznej, a kiedy indziej psychicznej. Celem ataku jest z pewnością to, co chrześcijanin reprezentuje. Pewne credo, punkt widzenia, z jakiego patrzy się na to, co dzieje się w świecie, styl życia, ukazujący własną tożsamość. Ci, którzy nas szkalują, mówią, że należymy po trosze do średniowiecza, do przeszłości, choć nie mają argumentów na udowodnienie tego. Czy chrześcijanie są celem wrażliwym, bo są bezbronni, a zatem łatwo ich zaatakować? Trudno na to odpowiedzieć.
Pewne jest, że w bardzo wielu częściach świata, a zwłaszcza w Afryce nasze kościoły są budowane nie zawsze tam, gdzie jest największe skupisko ludności. Raczej buduje się je w pobliżu ośrodków misyjnych, domów kapłanów, a chrześcijanie, aby do nich dotrzeć, muszą odbyć małą podróż, jakby małą pielgrzymkę. Natomiast muzułmańskie meczety znajdują się zawsze w miejscach najbardziej uczęszczanych, pośród ich wiernych. A zatem możliwe, że w tym sensie jesteśmy bardziej bezbronni. Ale powiedziałbym, że konieczność obrony nie należy do naszej natury. Nie uważamy, że powinniśmy się bronić z powodu naszej religii.
Wierzymy w Boga, który nie potrzebuje obrony. Potrzebuje tylko, by Go kochać, poznawać, dawać o Nim świadectwo. Nasza przynależność do Kościoła nie karmi się rozmyślaniem nad tym, jak się bronić, jak narzucić nasz kult. Myślimy tylko o tym, jak dawać świadectwo Bogu. Inni mają może nieco odmienny od naszego punkt widzenia. Myślą, że religia jest czymś, czego trzeba bronić, że ich bóg jest bogiem, którego trzeba bronić. Nie, to nie jest właściwy nam sposób pojmowania naszej wiary, naszej misji.
Struktury socjalne Kościoła są pośród i dla ludzi, bez jakiegokolwiek rodzaju różnic. Żyjemy pośród ludu na co dzień, aby przywracać nadzieję, aby przekazywać przesłanie miłości, przesłanie Boga. Kiedy mamy modlić się do Niego, w niektórych przypadkach, zwłaszcza w mojej Afryce, czynimy to razem, a niekiedy w odosobnieniu, żeby nie przeszkadzać. A skoro inni uważają nas z tego powodu za słabych i łatwy cel ataków, nie oznacza to, że damy się zastraszyć i odwieść od pełnienia naszej misji: polega ona – i taką pozostaje – na dawaniu świadectwa, w przekonaniu, że w Bogu nie należy się niczego obawiać.